Kim jest doula umierania?

Tekst: Katarzyna Borowczak
· 18.09.2022

Katarzyna Borowczak z kolektywu IDŚ prowadzi blog pt. Project Conversation, na którym rozmawia z ludźmi z różnych kultur o śmierci i żałobie. Dzielimy się z Wami jej rozmową z Marianą Garcíą – psycholożką i doulą umierania z Kolumbii, mieszkającą w Anglii.

Kasia – Pracujesz jako psycholożka i doula umierania. Kim jest doula umierania i czym się właściwie zajmujesz?

Mariana – Słowo doula ma greckie pochodzenie i oznacza 'kobietę w służbie innym’, ale ja wolę mówić o 'osobie w służbie innym’, ponieważ nie wszystkie doule są kobietami. Doule umierania zajmują się integralną opieką i wsparciem, udzielają wskazówek i towarzyszą osobom i ich bliskim przed, w trakcie i po śmierci. Warto jednak zaznaczyć, że doule wspierają ludzi na każdym etapie życia, nie tylko na jego końcu, a przykładem tego jest praca, którą wykonujemy ze zdrowymi ludźmi odnośnie ich oświadczenia testamentu życia (*odpowiednik polskiego Pro Futuro). Innym ważnym aspektem mojej pracy, który jest trochę mniej znany, jest praca na poziomie społeczności lokalnej. To właśnie w tym obszarze pracuję obecnie najwięcej, ponieważ społeczność lokalna zajmuje przecież bardzo ważne miejsce w naszym życiu od urodzenia aż do śmierci.

Kasia – A dlaczego zdecydowałaś się tym zajmować?

Mariana – Cóż, powiedzmy, że śmierć mojego ojca pokazała mi, że jako jednostki i społeczeństwo nie do końca dobrze radzimy sobie z tematem śmierci, umierania i żałoby. Potem pomyślałam, że powinny przecież istnieć lepsze sposoby odczuwania, myślenia i działania w obliczu śmierci i tak zaczęła się moja ścieżka zawodowa. Śmierć jest jedyną pewną rzeczą jaka nam się przydarzy w życiu i jedyną rzeczą po urodzeniu, którą nas wszystkich łączy, ale odsunęliśmy się od niej tak daleko, że wiedza i umiejętności wymagane by się z nią zmierzyć zostały utracone. Dlatego oprócz wsparcia indywidualnego i rodzinnego, o którym wspomniałam wcześniej, angażuję się w ruch wspólnot nakierowanych na współodczuwanie, szkolę przyszłe doule i prowadzę działania społeczne, takie jak warsztaty, festiwale, konferencje i Death Cafés. Uważam, że ważne jest stwarzać przestrzenie gdzie ludzie mogą przybliżać się do tematu śmierci i umierania, a tym samym życia.

Kasia – Jak wsparcie douli umierania może pomóc podczas procesu umierania?

Mariana – Doula może zapewnić wsparcie na poziomie fizycznym, emocjonalnym, społecznym i/lub duchowym, w zależności od tego, czego chce lub potrzebuje osoba, która zbliża się do śmierci. Wszystko to ma miejsce jednocześnie kultywując jej autonomię i upodmiotowienie, współpracując w utrzymaniu jej jakości życia, i w razie potrzeby opowiadając się za jej życzeniami i decyzjami. Doula nie tylko wspiera osoby, które są w trakcie umierania, ale także jej najbliższych poprzez pomoc w zrozumieniu naturalnych procesów związanych z umieraniem, wsparcie w sprawach codziennych, udzielenie przestrzeni na odpoczynek oraz wsparcie emocjonalne i w żałobie. Należy jednak podkreślić, że wszystko, co robimy, robimy na zaproszenie, czyli nigdy nie narzucamy niczego. Na tym poziomie pracujemy zatem z osobą umierającą, członkami rodziny, personelem medycznym i wszystkimi innymi osobami lub instytucjami zaangażowanymi w końcowy etap życia podmiotu. Dlatego niejednokrotnie jesteśmy również mediatorami między stronami.

Kasia – Chociaż mieszkasz w Anglii, pochodzisz z Kolumbii. Jakie jest podejście do śmierci, żałoby i umierania w społeczności kolumbijskiej? I czy w Kolumbii mówi się o śmierci?

Mariana – Nie lubię uogólniać, ponieważ śmierć i żałoba są czymś bardzo indywidualnym, ale postaram się odpowiedzieć na twoje pytanie. Myślę, że w Kolumbii niewiele mówi się o śmierci i umieraniu. Będąc krajem, w którym dominuje religia chrześcijańska, większość ludzi ma chrześcijańskie podejście do śmierci, gdzie istnieje wiara w sąd ostateczny, niebo i piekło, z różnymi różnicami oczywiście.

W ciągu moich lat życia zauważyłam ogromną przemianę dotyczącą tego, co robimy w obliczu śmierci. Myślę, że wcześniej nasze podejście było bardziej naturalne, powolne, w dużej mierze polegające na wsparciu lokalnej społeczności, a w ostatnich latach zmieniło się ono w coś szybkiego i komercyjnego. Na przykład w 1990 roku zmarła moja babcia. Zmarła w domu, w otoczeniu rodziny, a jej ciało zostało przygotowane przez jej dzieci. Czuwano nad nim przez trzy dni, również w domu, a osoby z wioski towarzyszyły nam nawet kilka dni po jej pogrzebie. W przeciwieństwie do tego doświadczenia, ostatnia śmierć bliskiej mi osoby w Kolumbii miała miejsce w zeszłym roku. Zmarła ona w szpitalu i opłacony z góry zakład pogrzebowy zajął się uporządkowaniem ciała, nabożeństwem i kremacją. Trwało to tylko jeden dzień. Oczywiście muszę podkreślić, że na to jak ostatecznie ostatnie pożegnanie będzie wyglądać ma wpływ rodzina zmarłego i jej życzenia oraz czynniki, które wymykają się spod kontroli, jak wtedy, gdy byliśmy w pandemii, ale w każdym razie myślę, że na tym poziomie nastąpiła duża zmiana społeczna.

Jeśli chodzi o żałobę, jak już wspomniałam, jest to bardzo indywidualny proces, ale myślę, że wsparcie znacznie się zmniejszyło, co przysporzyło nam tylko więcej trudności. Jednakże to nie tylko ma miejsce w Kolumbii, ale też w wielu innych częściach świata.

Coś, w co chciałabym się zagłębić, to wierzenia i zwyczaje związane ze śmiercią kultywowane przez rdzennych mieszkańców Kolumbii, ponieważ uważam, że możemy się od nich wiele nauczyć. Przeprowadziłam badania wsród społeczności Misak i chociaż wraz z kolonizacją i ewangelizacją wiele ich pierwotnych wierzeń i obyczajów zostało utraconych lub przekształconych, to wciąż istnieją pewne cechy i zwyczaje, które pokazują inne spojrzenie.

Kasia – Chociaż w twoim kraju pochodzenia nie mówi się zbyt wiele o śmierci i umieraniu, powiedziałaś mi, kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, że w twoim domu w Kolumbii o tych sprawach mówiło się otwarcie.

Mariana – Miałam szczęście dorastać w rodzinie, w której śmierć była częścią życia i nie była tematem tabu, ale raczej tematem do zbadania. Od najmłodszych lat zabierano mnie na pogrzeby, a mój ojciec zawsze był ze mną bardzo otwarty, więc od dziecka rozmawiał ze mną o śmierci i umieraniu, a jak wkroczyłam w wiek nastoletni zaczął podrzucać mi książki na tem temat. Nawet wyznał mi później, że jednym z powodów, dla którego zawsze miałam zwierzęta domowe, była próba oswajanie mnie ze śmiercią!

Mój ojciec był w pewnym rodzaju miłośnikiem śmierci. W 1972 r. miał doświadczenie z pogranicza śmierci i od tego czasu zawsze spoglądał na proces umierania i śmierć z nadzieją i przygotowywał się do niej, wypowiadając i pisząc słowa Teresy od Jezusa „Umieram, bo nie umieram”.

Duchowy wzrost i śmierć, a także analiza różnych ksiąg i postaci, które o tym mówiły, były świętymi tematami naszych rozmów. Uwielbialiśmy wymieniać się ze sobą naszymi refleksjami i filozofować przy stole z serami i winem lub oglądając gwiazdy leżąc na łące. Wielokrotnie świt zaskakiwał nas w tych rozmowach i szliśmy spać ciesząc się nowym wschodem słońca.

Jedną rzeczą, którą mój ojciec robił przez całe swoje życie, było pisanie i nagrywanie audio, w których nie tylko ujawniał swoją wizję na temat śmierci, ale także możliwość własnej śmierci. Jeśli więc pozwolisz, podzielę się z tobą kilkoma fragmentami wiersza, który napisał na moje 26 urodziny:

Mój czas na tej ziemi się skraca

…ja ochodzę, a Ty zostajesz…

Jako człowiek pochodzący ze wsi mówię Ci

że byłaś, Córko, moim najlepszym plonem

[…]

Tak jak pisklę w jajku

ta skorupa staje się zbyt ciasna…

Ścieżki rozchodzą się… na razie

ale wciąż będziemy razem, poza czasem.

[…]

Przez dwadzieścia sześć lat pokazywałem Ci drogę,

Nie chciałem Cię wyręczać, ale miałem rękę przygotowaną by Cię wesprzeć!

Dziś, wiedząc, że umiesz chodzić odchodzę szczęśliwy,

wiedząc, że nie żyłem na próżno!

(Manuel Darío García Ramón, 2006)

Kasia – Piękne. Dziękuję za podzielenie się tym ze mną.

Mariana – Jak widzisz, zawsze rozmawialiśmy na temat śmierci, a on był gotów by jej wyjść na spotkanie gdy nadejdzie. Gdy dowiedzieliśmy się o jego raku czwartego stopnia, on postanowił nie poddawać się żadnemu leczeniu, które przedłużyłoby mu życie, tylko wrócił na swoją farmę by pisać, dzielić się tym z innymi i umrzeć w swoim otoczeniu.

Kasia – Jego postawa była naprawdę niespotykana, ale wasza relacja pokazuje mi, że są sposoby, aby o śmierci mówić i podchodzić do niej spokojnie i pięknie. A z mamą rozmawiałaś o śmierci?

Mariana – Teraz z mamą rozmawiamy o tym więcej niż wcześniej, a kiedy to robimy, to zawsze w sposób bardzo otwarty. Obie znamy swoje życzenia i wytyczne związane ze śmiercią, umieraniem i pogrzebem, i mamy to na piśmie, bo tak naprawdę nie wiemy, która z nas umrze pierwsza.

Kasia – Temat śmierci jest bardzo obecny w twoim życiu ze względu na twoją pracę i własne doświadczenie utraty ukochanego ojca. Jak to wszystko zmieniło twoje podejście do śmierci i żałoby?

Mariana – Zmiana nastąpiła we mnie wraz z chorobą i śmiercią mojego ojca, bo uświadomiła mi ona, jak nieprzygotowani jesteśmy na śmierć, aby wspierać tych, którzy są w trakcie umierania i towarzyszyć tym, którzy są w żałobie. Kiedy wróciłam do Anglii, skupiłam się dużo na moim przeżywaniu śmierci taty oraz zaczęłam zgłębiać się w temat śmierci. Potem zaczęłam wolontariat z osobami starszymi w hospicjum i prowadzenie grup wsparcia dla osób w żałobie, aż w końcu zdecydowałam się zostać certyfikowaną doulą umierania. Wszystko to przyczyniło się do tego, kim jestem, co robię, co myślę i co teraz czuję.

Wracając do mojego stosunku do śmierci, muszę powiedzieć, że śmierć stała się moją najlepszą nauczycielką życia i dzięki niej żyję pełniej i staram się nie zostawiać na jutro tego, co mogę zrobić dzisiaj. Myślę, że moja bliskość do śmierci i moja rola jako doula pomogła mi również stać się bardziej współodczuwającą, pokorną, duchową i kochającą osobą. A zaprzyjaźnienie się z nietrwałością pozwoliło mi być bardziej świadomą tego co jest tu i teraz, co skłania mnie do cieszenia się większą ilością prostych rzeczy w życiu.

Jeśli chodzi o żałobę, uważam, że chociaż jesteśmy skłonni ją ujednolicać i ustalać dla niej czas trwania, prawda jest taka, że ​​jest to coś bardzo indywidualnego. Moim zdaniem nie ma jednego sposobu jej przeżywania, a tym bardziej właściwego sposoby jej przeżywania, bo jest tyle możliwości i sposobów, ile ludzi i sytuacji.

Kasia – A jak to było u ciebie gdy zmarł twój tata?

Mariana – Żałobę odczułam wyjątkowo mocno, kiedy wróciłam do Anglii. Myślę, że samotność plus zimne i ciemne dni przyczyniły się do tego, że pogrążyłam się w stanie, którego nigdy wcześniej nie czułam, a który czasami zamieniał się w niekontrolowane łzy. Dla mnie żałoba nie była (i nie jest) procesem linearnym. Czułam często, że robię krok do przodu, a potem dwa do tyłu. Odkryłam, że oscyluję między emocjami i, jak mówią Margaret Stroebe i Henk Schut, pomiędzy procesami radzenia sobie zorientowanymi na stratę, ale w tym samym czasie na odbudowę. Jednak, jak proponuje Lois Tonkin, czułam też, że moja żałoba nie znikała, tylko że wokół niej rosło moje życie. To było tak, jakbym nauczyła się rosnąć wokół mojego bólu i, jak mówi William Worden, w końcu odnalazłam inną, jednakże silną i trwałą więź z moim ojcem.

Potem przestałam też płakać, gdy zobaczyłam coś, co podobało się mojemu ojcu i zaczęłam powoli cieszyć się i radować z podwójną siłą rzeczami, które on uwielbiał. W ten sposób zacząłem czuć ojca w sercu, a nie tylko na zewnątrz. Teraz czuję więcej miłości i wdzięczności niż smutku, kiedy go wspominam. To nie znaczy, że za nim nie tęsknię. Nie. Nadal tęsknię za jego fizyczną obecnością i faktycznie są chwile, kiedy wciąż wybucham płaczem, ponieważ chciałabym mieć z nim bardziej namacalny kontakt, ale to uczucie nie zatrzymuje mnie, a raczej zachęca, by iść dalej, bo miłość nie umiera wraz ze śmiercią ciała.

Na szczęście otrzymałam, i ciągle otrzymuję, olbrzymie wsparcie od mojego męża, który jest dość empatyczny i bardzo mi pomógł. Ale nasz brak narzędzi i brak zewnętrznego wsparcia uświadomiły mi, jak słabo jesteśmy przygotowani jako społeczeństwo by wspierać w żałobie. Moim zdaniem może to być związane z brakiem relacji, jaką mamy ze śmiercią w ogóle. Bo jeśli nawet o tym nie rozmawiamy, to skąd mamy wiedzieć, co możemy zrobić, gdy inni lub my sami mamy z nią bezpośredni lub pośredni kontakt?

Z hiszpańskiego przetłumaczyła: Kasia Borowczak

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie: pl.project-conversation.com

  W Instytucie Dobrej Śmierci chcemy tworzyć nową jakość opieki nad tymi, którzy odchodzą i wsparcia dla tych, którzy zostają. Jeżeli nasza filozofia przemawia do Ciebie, możesz wesprzeć nas i nasze projekty - będzie nam bardzo miło!