Praca z fotografiami i fotografowanie pozostają nadal niedoceniane w sytuacji choroby, umierania i śmierci. Co jakiś czas pojawiają się projekty fotograficzne, których celem jest oswajanie procesu odchodzenia i radzenia sobie z chorobą, ale nie stają się one przyczynkiem do szerszej dyskusji nad rolą fotografii w pomocy umierającym i ich rodzinom. Jednym z takich projektów jest ten stworzony przez Luizę Kempońską, Pawła Leszkowicza, Zofię Nierodzińską i Jacka Zwierzyńskiego. To wystawa organizowana w latach latach 2019-2020 w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał pt.: „Kreatywne Stany Choroby: AIDS, HIV, RAK”. Był to projekt, który eksplorował poprzez (między innymi) fotografię życie z chorobą nieuleczalną. Pozostaje on jednak, jak większość akcji i projektów przeprowadzanych w konkretnych środowiskach, mało rozpoznawalny społecznie (zobacz również: projekt „Cięcie” Izy Moczarnej-Pasiek). W związku z tą nadal małą widocznością fotografii jako pomocy w sytuacji choroby/umierania/śmierci/żałoby postanowiłam pochylić się nad wybranymi projektami fotograficznymi, by wskazać ich potencjał i możliwość zastosowania tego typu działań także przez osoby, które nie zajmują się zawodowo fotografią.
Role terapeutyczna, wspierająca i upamiętniająca fotografii i fotografowania
Terapeutyczne działanie fotografii (jako przedmiotu) i fotografowania znajduje się już w obszarze zainteresowań psychologów, tak samo jak terapia przez sztukę, muzykę, śpiew, ruch, dramę itp. Jednakże w przypadku osób umierających, chorych, których sprawczość jest znacznie ograniczona trudno mówić o zbawiennym działaniu jakiejkolwiek aktywności również dlatego, że są to sytuacje graniczne, z którymi szersze rzesze społeczeństwa nie chcą się konfrontować, jeżeli nie muszą. Jest to zrozumiałe, dlatego zaznaczam, że nie koncentruję się na celach edukacyjnych i społecznych fotografii i fotografowania, a ich roli terapeutycznej, wspierającej oraz upamiętniającej.
Dlaczego fotografowanie i fotografie jako efekt tego typu działalności można uznać za wspierające? Zwracam uwagę przy okazji tego pytania na przypadek jednej z kobiet, z którą rozmawiałam w związku z badaniami dotyczącymi utraty dziecka (swoje zdanie opieram na wypowiedziach osób, które doświadczyły działania fotografii lub/i fotografowania). Dziecko tej kobiety zmagało się wiele lat z chorobą nowotworową, co związane było z długotrwałymi pobytami w szpitalach, bolesnymi procedurami medycznymi i separacją od rodziny oraz grupy rówieśniczej. Momenty dobrze wspominane przez matkę, to te, kiedy na oddziale pojawiali się fotografowie współpracujący z fundacjami, które miały pod swoją opieką dzieci z danego oddziału. Zadaniem fotografów było utrwalanie radosnych momentów związanych z wydarzeniami organizowanymi przez rzeczone organizacje. Wiązało się to zwykle z pojawianiem się znanych osób, przebieraniem się, czasami organizowano metamorfozy dla rodziców dzieci, by odciążyć ich na moment i dać wytchnienie. Kobieta, z którą rozmawiałam doceniała bardzo możliwość zmiany chociaż na chwilę swojego wizerunku i doświadczanie siebie w nowej fryzurze lub z makijażem, jakiego wcześniej nigdy nie nosiła. Jednakże dużo większą sympatię wzbudzały w niej zdjęcia dziecka, które nadal wystawione są w centralnych miejscach w mieszkaniu. Wykonywane w szpitalnych wnętrzach kadry, wywoływane były i drukowane, a wybrane z nich można było otrzymać w większym formacie (np. A3). Rodzice mogli zachować te zdjęcia i powiesić je w domach, co nosiło znamiona symbolicznej obecności dziecka w domu nawet, gdy przebywało na badaniach lub leczeniu w szpitalu. Po śmierci dziecka mojej rozmówczyni, kobieta wielokrotnie wracała do fotografii – podczas naszej rozmowy potrafiła z detalami przywołać wszystkie uśmiechy, żarty i zabawy, które miały miejsce danego dnia utrwalonego na zdjęciach. Całkowicie na bok odsunięte zostało cierpienie, choroba, zmęczenie szpitalną rzeczywistością. Te zdjęcia dawały nadzieję na normalność, pokazywały okruchy szczęścia w dzieciach, które na co dzień doświadczały nieprzyjemności chorowania, ale i w rodzicach, którzy konfrontowani byli z trudnymi decyzjami i widmem utraty dziecka. Co istotne zdjęcia te – jako jedyne z rozpatrywanych tutaj – były udostępniane do wyboru albo w wersji kolorowej albo czarnobiałej. Kwestia ta okazuje się nie bez znaczenia, do czego jeszcze wrócę.
Życie przed śmiercią – czyli fotografia w hospicjum
Podobnie pozytywne reakcje wywoływał projekt „Life Before Death” z fotografiami wykonanymi w latach 2002-2004, prowadzony przez Waltera Schelsa i Beate Lakkota. W jego ramach fotografowano pensjonariuszki i pensjonariuszy hospicjum, poznawano ich życiorysy – na tyle, na ile możliwa była komunikacja z nimi. Następnie również za ich wcześniejszą zgodą wykonywane były zdjęcia po ich śmierci. Na wystawie zdjęcia za życia występowały obok tych po śmierci, a towarzyszyły im nagrania z wypowiedziami bohaterek i bohaterów projektu. Można zastanawiać się, jaki cel przyświecał autorom projektu. Pierwszym celem było zwrócenie uwagi na osoby znajdujące się w ośrodku – pokazanie, że to ludzie z ciekawym doświadczeniem życiowym, których znajomość wiele wnosi, tymczasem znajdowały się często osamotnione w zamkniętych ośrodkach, gdzie oczekiwały na śmierć. Pokazanie ich osobowości, emocji i historii, które w sobie nosiły pozwoliło zobaczyć w nich ludzi – „takich samych jak my”. Dodatkowo to zainteresowanie, którym nagle obdarowano osoby przebywające w hospicjum, miało pozytywny wpływ na nie same. Wreszcie ktoś dostrzegał ich człowieczeństwo, widział coś więcej niż jednostkę chorobową i nadchodzącą śmierć.
Drugim celem było oswojenie widowni ze śmiercią, ale też samego fotografa, który przez całe swoje życie bał się śmierci. Projekt miał ją odczarować, pokazać, że spotyka każdego, że ciało człowieka zmienia się po śmierci – czasami utrwala się grymas cierpienia, czasami widoczna jest ulga i uśmiech na twarzach zmarłych. Rodziny tych ludzi mogły w ten sposób obcować zarówno z portretem żywego i martwego człowieka. Zdjęcia zostały wykonane w wersjach czarno-białych.
Miłość u kresu życia
Projekt Mary Landberg pielęgniarki hospicyjnej i fotograficzki pt. „Enduring Love. Inspiring Stories of Love and Wisdom at the End of Life” jest kolejnym przykładem oddawania człowieczeństwa osobom umierającym oraz pokazaniem, że zanim nastanie śmierć, w hospicyjnych przestrzeniach pojawiają się rozmaite emocje i uczucia – jednym z nich jest miłość. Landberg oferowała darmowe zdjęcia rodzinom osób, które przebywały w hospicjum. Fotografując intymne chwile bliskości z osobami umierającymi, starała się pokazać ciepło, małe radości, uśmiech, ale też łzy. Wydany przez nią album miał na celu z jednej strony pokazanie innego oblicza hospicjum, z drugiej oddanie hołdu osobom umierającym i ich bliskim.
Opowieści o odchodzeniu
Josh Neufeld zdecydował się fotografować ostatnie momenty życia swojego ojca. Jak zaznacza – cała jego rodzina była dość skryta i nigdy nie mieli tendencji do pojawiania się na zdjęciach publicznie, do utrwalania złych momentów w ich życiach. Tymczasem choroba i umieranie ojca fotografa okazało się tym czymś, co wyzwoliło ich potrzebę zachowania każdej chwili. Neufeld przyznaje, że jego początkowe obawy były całkowicie nieuzasadnione, a jego ojciec czuł się świetnie przed obiektywem, z chęcią przyjmował jego uważne i śledzące oko. Dzisiaj te zdjęcia są pamiątką dla bliskich, dla rodziny, również dla wnuków zmarłego, które nie miały szansy go poznać. Neufeld poza swoją „normalną” pracą fotografa, tworzy również w sieci przestrzeń dla żałoby (Grief Narratives), gdzie zachęca innych do dzielenia się swoimi wspomnieniami o osobach, które zmarły.
Na gruncie polskim również powstają tego typu projekty fotograficzne. Dwa z nich, do których się odniosę, powstały z potrzeby chwili i naturalnej reakcji dorosłego dziecka, na sytuację umierania rodzica. Michał Adamski w ciągu jednego roku utracił oboje rodziców. Jego fotografie zawarte w albumie „Nie mogę przebrnąć przez chaos” ilustrują ten jeden rok. Zdjęcia były wielokrotnie prezentowane na wystawach. Są pomnikiem wystawionym najbliższym, ale też sposobem na poradzenie sobie ze stratą.
Przemek Chudkiewicz w projekcie „Nie ma takiego snu” utrwalił odchodzenie swojego ojca, który z fotografii na fotografię znika, zapada się w sobie. Obaj fotografowie poruszają ważne dla siebie, ale też społeczne aspekty życia u jego kresu. Tego, że człowiek traci sprawczość, że kurczy się w sobie, gaśnie jego światło. Ważne w tym wszystkim jest jednak jeszcze to, że towarzyszenie w chorobie i umieraniu ma nie tylko sens dla osoby wykonującej zdjęcia, ale również dla osoby fotografowanej.
Z badań Charlotte Shuber i Adriana Koka na temat wpływu fotografii hospicyjnych na osoby przebywające w tych ośrodkach, ich rodziny i osoby tam pracujące wynika, że fotografia tego typu może pozytywnie oddziaływać na pacjentki i pacjentów i ich rodziny, ponieważ umacnia relacje, ułatwia rozmowy terapeutyczne, wspiera poczucie godności i własnej wartości, jest okazją do dawania świadectwa, a nawet zwiększa zadowolenie pracownic i pracowników. Dodatkowo dzięki zdjęciom możliwa jest kontekstualizacja doświadczenia końca życia, poprawienie jego jakości oraz zapewnienie wsparcia w żałobie.
Śmierć dziecka i legitymizacja rodzicielstwa poprzez fotografię
Jeszcze innym projektem wartym odnotowania jest ten dotyczący fotografowania umierających lub zmarłych dzieci w szpitalach. Projekt ten realizowany jest przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, które wydają się najbardziej otwarte na tego typu działania, ale nie tylko. Pomysł ten jest na tyle skuteczny i umożliwiający wszechstronne wspieranie rodziców po stracie, że znalazł wielu naśladowników. Piszę tu o projekcie „Now I Lay Me Down to Sleep” zainicjowanym przez Cheryl Haggard w 2005 roku wraz z fotografką Sandrą Puc. Celem pierwszych fotografii było upamiętnienie i nadanie znaczenia małemu człowiekowi, który żył tylko sześć dni. Do projektu zgłaszają się osoby, które poroniły, których dzieci mają urodzić się martwe lub z wadą letalną, która sprawi, że umrą niedługo po narodzinach. Wszyscy rodzice korzystający ze wsparcia tej organizacji otrzymują je za darmo, w szpitalach, które są z nią w kontakcie. Ponieważ czasami brakuje fotografów na miejscu, do pomocy włącza się też personel medyczny. Zdjęcia te mają bardzo duże znaczenie w procesie społecznej legitymizacji utraty dziecka, bycia rodzicem itp.
Wytyczne dla fotografujących
Jak wspomniałam zdjęcia tego typu mogą być wykonywane przez specjalistów, ale też personel medyczny. Ważne jest by mieć w pamięci dwie rzeczy – w przypadku zdjęć osób chorujących, tak samo jak zmarłych lepiej czasami przygotować fotografie w wersji czarnobiałej niż kolorowej.
Drugą kwestię stanowi sposób fotografowania – często chodzi o to, by uchwycić nie cierpienie i to, co w śmierci odpychające, ale to, co wskazuje na ulgę w cierpieniu. Dla przykładu – martwe niemowlę lepiej sfotografować w stylistyce „śpiącego bobasa” niż dziecka podpiętego do aparatury, sinego, z przebarwieniami itp. W obu przypadkach chodzi o zachowanie i wywoływanie pozytywnych wspomnień. Kolorowe zdjęcia mają to do siebie, że zawierają więcej szczegółów, które potrafią uruchamiać negatywne myśli – pojawiają się wyrzuty sumienia, wypominanie sobie, co można było zrobić inaczej itp. Czarnobiała fotografia, która już przez sam fakt odwołania do czegoś bardziej szlachetnego, artystycznego daje poczucie wypełnienia obowiązku względem zmarłej osoby. Jest też szansą na publiczne pokazywanie zdjęć, bez negatywnych (niewspierających!) reakcji otoczenia.
Poza wspomnianymi kwestiami pozostaje jeszcze trzecia – zapytanie o zgodę na wykonywanie fotografii. Jeśli nie można zapytać o to osoby fotografowanej, to należy uzyskać zgodę od jej najbliższych. Trzeba bowiem pamiętać, że zdjęcia takie mają być wsparciem, muszą więc być chciane. Wymuszanie na kimś fotografii tego typu, może w niektórych wypadkach uruchamiać procesy psychologicznie, które będą bardziej uciążliwe i trudniejsze do przezwyciężenia, niż ewentualne plusy wynikające z posiadania niechcianej pamiątki. Należy więc pamiętać, że każda osoba ma własne potrzeby i to one powinny nas interesować najbardziej.
Wersja skrócona tekstu ukazała się w numerze Magazynu Okręgowej Izby Lekarskiej „Puls” nr 11/2022 str. 8-10. Wersja elektroniczna dostępna jest na stronie Okręgowej Izby Lekarskiej.
Źródła fotografii:
Strona projektu: „Nie mogę przebrnąć przez chaos”
Strona projektu: “grief narratives“
Strona Galerii Miejskiej Arsenał