„Dzisiaj zmarło około 200 tysięcy ludzi. Jedni zginęli w wypadkach. Inni zostali zamordowani. Jeszcze inni umarli z głodu albo z przejedzenia. Niektórzy nie opuścili nawet łona matki. Inni umarli ze starości. Część umarła z pragnienia, a część się utopiła. Wszystkich spotkał taki koniec, jaki miał ich spotkać. Niektórzy odeszli z jasnym umysłem i spokojnym sercem, pogodzeni ze śmiercią. Inni umarli z poczuciem zmarnowanego życia, pełni zwątpienia i niezgody na śmierć”.
Ten fragment otwiera książkę Stephena Levine’a „Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania”. Co czujesz, czytając cytowane słowa?
Większość z nas nie zaprząta sobie głowy myślami o śmierci – zwłaszcza własnej. Kiedy słyszmy lub czytamy o tragediach, wypadkach, wojnach, chorobach czy nagłych śmierciach, najczęściej jesteśmy przekonani, że nas to nie dotyczy, a pech lub nieszczęście ominie nasz dom. Czasem jednak – w zderzeniu ze śmiercią kogoś bliskiego lub podobnego do nas np. wiekiem – z całą mocą dociera do nas fakt kruchości życia i, w dużej mierze, losowej jego długości. Kiedy, skonfrontowani z nieuchronnym, zaczynamy myśleć o własnym umieraniu, zazwyczaj towarzyszy nam lęk. Na szczęście są lektury, które wspomagają wszystkich chętnych w oswajaniu go.
Książki Stephena Levine’a „Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania” oraz „Gdybyś miał przed sobą rok życia. Eksperyment na świadomości” – obie w tłumaczeniu Joanny Posoch i Piotra Kołyszki – ukazały się nakładem wydawnictwa Szafa w sierpniu 2024. Nie jest to pierwsze wydanie książek – na polskim rynku czytelniczym pojawiły się w 1999 i 2001 roku. Przy okazji nowego wydania warto wspomnieć o przepięknych, minimalistycznych okładkach, zaprojektowanych przez Magdalenę Łapińską – Rozenbaum. Autor książek, Stephen Levine, to zmarły w 2016 roku amerykański poeta, pisarz i nauczyciel buddyjski żydowskiego pochodzenia. Każdy aspekt tego krótkiego opisu biograficznego jest niezwykle widoczny w jego dziełach – choć opierają się one głównie na rozważaniach filozofii Wschodu, pełne są również nawiązań do Biblii i chrześcijaństwa, fragmenty eseistyczne przeplatane są natomiast wierszami. Levine jest autorem kilkunastu książek, z których jedynie dwie zostały przetłumaczone na język polski. Co takiego jest w tych lekturach, że pomimo upływu lat pozostają aktualne i warte czytania?
„Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania” to obszerny zbiór rozważań, podzielonych na obszary takie jak „nasze schematy”, „żałoba”, „praca nad bólem”, „puść kontrolę”, „leczyć się czy umrzeć – trudna sztuka zachowania równowagi” i inne. W każdym z rozdziałów autor analizuje powszechne przekonania, wskazuje perspektywę i kierunki myślenia dotyczące poszczególnych zagadnień. W przedmowie do „Kto umiera?…” znany nauczyciel duchowy, Ram Dass, stwierdza: „największym osiągnięciem ruchu hospicyjnego jest to, że pomaga zrozumieć, że z umieraniem można sobie poradzić”. Tego samego zdania wydaje się być Levine – proponuje rewolucję myślenia, polegającą na akceptacji śmierci jako naturalnego i bezpiecznego elementu istnienia. Mówiąc o przygotowaniu do śmierci Levine opisuje świadome życie: pozbywanie się przywiązań, leczenie z nadmiernego lęku, budowanie pełnych miłości i autentyczności relacji z ludźmi, bycie OK ze sobą i przeżywanie z radością i wdzięcznością codziennych chwil. Jak pisze, „uczenie się umierania jest nauką porzucania tego, czego trzymamy się w chwili obecnej, spontanicznego otwarcia się na to, co nastąpi, bez oglądania się za siebie”. Czy ciągłe rozważanie perspektywy własnej śmierci nie jest dobijające? Nie musi być! „Kiedy zaczynacie traktować śmierć jako środek do skupiania się na życiu, wtedy wszystko staje się tym, czym jest naprawdę, i daje niezwykłą okazję, by żyć prawdziwie”. To „prawdziwe życie”, opisywane przez Levine’a, jest przede wszystkim życiem świadomym, otwartym na każdy rodzaj doświadczeń, którego częścią jest również uwalnianie się od oczekiwań, pożądań, określonej wizji rzeczywistości. Brzmi skomplikowanie? To prawda, na szczęście autor prowadzi nas przez kolejne zagadnienia szczegółowo je omawiając – w miarę trwania lektury obce początkowo pojęcia stają się znajome, a kolejne rozważania logicznie łączą się z poprzednimi, ułatwiając zrozumienie całości. Tytułowe pytanie to zachęta do namysłu nad istotą własnego jestestwa. „Tak bardzo przyzwyczailiśmy się patrzeć na zewnątrz siebie, że przestaliśmy zadawać sobie pytanie, kim jest ten, kto patrzy”, pisze autor. Rozumienie własnego „ja”, w tym także jego nieśmiertelnej istoty, pomaga spojrzeć z dystansu na wszystkie targające nami rozterki i emocje.
Levine cytuje Lewisa Thomasa: „jest nas na Ziemi trzy miliardy i wszyscy umrzemy, gdy nadejdzie nasz czas. Rocznie ginie ponad 50 milionów istnień ludzkich… (…) Śmierć zabiera tak wielką rzeszę ludzi, że doprawdy trudno dalej ukrywać to w tajemnicy. Musimy przestać myśleć o śmierci jak o katastrofie. Albo o czymś godnym pożałowania. Albo czymś możliwym do uniknięcia. Albo dziwnym”. Wciąż jednak śmierć jest tematem tabu: chroni się przed nim dzieci, nie rozmawia o nim w towarzystwie, mówi się zawsze przyciszonym głosem i wyłącznie w ściśle określonych, wybranych okolicznościach. Czy to nie absurdalne, zważywszy na powszechność śmierci? Czytanie Levine’a wydaje się być jednym ze sposobów przełamywania tabu i tworzenia świata, w którym umieranie przestaje być unikanym za wszelką cenę koszmarem i – choć najczęściej niechciane – może być przeżyte ze spokojem i akceptacją.
Książka „Kto umiera?…” zawiera również wiele pokrzepiających i inspirujących opowieści o osobach zmagających się z poważnymi chorobami lub będących w procesie umierania. Przytoczone historie nie tylko pomagają zrozumieć wprowadzane przez Levine’a treści, ale też stanowią realny przykład ich zastosowania w codziennym życiu. Wyjątkowo poruszający jest rozdział o umierających dzieciach. Autor przytacza trudne, ale niosące nadzieję historie ciężko chorych dzieci oraz ich bliskich, zwłaszcza rodziców. Piękne są również rozważania o znaczeniu uzdrowienia w rozdziale „Leczyć się czy umrzeć” – choć zwykle traktujemy uzdrowienie jako synonim wyleczenia i przeciwieństwo śmierci, być może warto uzdrowieniu nadać szersze niż tylko fizyczne znaczenie… Levine nie zwraca się wyłącznie do osób rozważających własną śmiertelność – jego słowa mogą być wsparciem również wtedy, kiedy towarzyszymy komuś bliskiemu w umieraniu. W jednym z rozdziałów pisze: „chociaż śmierć jest udziałem jednego człowieka, to dziesięć osób czuwających wokół łóżka także umiera. Tracą przecież jakąś ważną część siebie”. W wielu fragmentach książki autor odwołuje się do tematu towarzyszenia umierającym i udziela wskazówek nie tylko rodzinom, ale też personelowi placówek medycznych.
Levine jest przekonany, że umieranie może być spokojnym, łagodnym procesem: „spotkałem wiele osób, które umierały bez walki, w poczuciu pełni – jakby wyparowywały z ciała. (…) Ich śmierć przypominała krople deszczu łagodnie spadające do oceanu, z którego powstały”. Czyż to nie piękna wizja? A równocześnie – czy nie jest ona bardzo daleka od doświadczeń większości z nas – obserwowania śmierci pełnych cierpienia, zmagania, szarpania się? Autor tłumaczy jednak, że aby móc spokojnie umierać, warto jest spokojnie żyć. Dlatego właśnie „nie ma lepszej chwili na rozpoczęcie przygotowań do śmierci niż chwila obecna”. Stąd też kolejnym krokiem może być lektura drugiej książki Levine’a.
„Gdybyś miał przed sobą rok życia. Eksperyment na świadomości” to propozycja kilkunastu tematów do rozważenia i praktyk filozoficzno-duchowych do wprowadzenia w codzienne życie. Jeśli czytelnicy i czytelniczki oczekują prostych porad i konkretnych ćwiczeń, rozczarują się – Levine proponuje raczej głęboki namysł nad naszym rozumieniem życia i śmierci, przywiązania do ciała i umysłu. Książka ta pogłębia część zagadnień ujętych w „Kto umiera…”, ale tym samym jest nieco mniej przystępna – zawiera dużo mniej przykładów i opowieści z życia pacjentów_ek, a skupia się zwłaszcza na zrozumieniu pojęć i filozoficznej zadumie. Autor we wstępie sam deklaruje, że „to książka o odnowie duchowej (…) o przebudzeniu serca”. Jeśli utrzymujemy w swoim umyśle i sercu niezgodę na śmierć, to równocześnie nie godzimy się na życie – ono przecież ze swej istoty zawiera w sobie obietnicę śmierci. „Gdybyś miał…” pomaga pozbyć się buntu przed śmiertelnością i, tym samym, pełniej korzystać z życia. Równocześnie daje wskazówki, jak już dziś przygotować się do śmierci, nawet, jeśli nastąpi ona w dalekiej przyszłości.
Książki Levine’a to przede wszystkim lektury duchowo-filozoficzne. Choć autor nie narzuca żadnego konkretnego wyznania i czerpie z wielu tradycji i podejść duchowych, jego perspektywa zdecydowanie nie jest ateistyczna. Levine wprowadza czytelników i czytelniczki głęboko w buddyjski sposób rozumienia „ja”, istnienia i tożsamości. Choć tematyka dotyczy każdego i każdej z nas, warto podkreślić, że książki niekoniecznie trafią w gusta osób zainteresowanych tematem śmierci i umierania – nie są to ani podręczniki psychologiczne, ani rozważania popularnonaukowe, zdecydowanie nie są to też lekkie lektury. Sięgając po nie warto nastawić się na sporą dawkę filozoficznych i duchowych rozważań. Osoby, które nie miały wcześniej żadnej styczności z buddyzmem, mogą być z jednej strony zachwycone, z drugiej – nieco zagubione natłokiem pojęć, metafor i specyficznego rodzaju rozumowania.
Pozwolę sobie również na krytykę elementów wspomnianych lektur – w mojej opinii książki są dość chaotyczne. Choć rozumiem zamysł stojący za włączaniem poezji czy krótkich podsumowań pomiędzy rozdziałami, koncepcja wydaje się niedopracowana i niespójna – np. w kilku rozdziałach jako podsumowanie znajduje się pytanie (przez kogo zadawane?…) i odpowiedź, podczas gdy w innych rozdziałach ich nie ma; wiersze pojawiają się bez żadnego wstępu czy komentarza. Czytelnik_czka może mieć problem ze zorientowaniem się, czego właściwie dotyczy nagle pojawiający się fragment poezji, dziennika czy listu. Warto również wspomnieć, że książka zawiera co najmniej kilka – w mojej opinii – kontrowersyjnych fragmentów. Opis spontanicznej sesji hipnozy wydaje się mocno nieetyczny; rozdział o bólu fizycznym, choć zawiera niezwykle cenne wskazówki i rozważania, zdaje się sugerować rezygnację z farmakologii i momentami demonizuje działanie środków przeciwbólowych. Niech jednak wspomniane mankamenty nie zniechęcają przed sięgnięciem po teksty Levine’a. Pomimo kilku wartych krytycznej refleksji fragmentów, całość książek zasługuje na uwagę. Osoby, które szukają różnych dróg rozumienia naszego miejsca we wszechświecie oraz są zainteresowane tym, dlaczego z tematem śmierci łączy się tak wiele lęku, będą prawdopodobnie zadowolone z lektury.
Zdecydowanym atutem książek są dołączone do rozdziałów teksty ćwiczeń medytacyjnych. Szczegółowe opisy pozwalają na odczytanie je komuś lub nagranie na własny użytek – medytacje przeprowadzają adepta_kę krok po kroku przez niuanse buddyjskiego rozumienia świadomości, problemów czy przywiązań. Jak autor zachęca do medytacji? Pisze: „czasem ludzie mówią >>Będę medytował, kiedy przyjdzie czas<<. No to powodzenia! Kiedy nadejdzie czas, może zabraknąć wam energii, którą macie teraz. Umysł będzie miał problemu z koncentracją, a strach sparaliżuje wasze serca”. Faktycznie – teksty medytacji wymagają koncentracji i wielokrotnego ćwiczenia, a dojście do wprawy na pewno wymaga pewnego wysiłku. Łatwiej nauczyć się medytować na spokojnym morzu niż w oku cyklonu – zdobyte w dobrym i komfortowym momencie życia umiejętności mogą pomóc nam przetrwać kryzysy, a w tym – ułatwić odczuwanie spokoju na końcowym etapie naszej egzystencji.
Levine pisze: „im bardziej staramy się dobrze przeżyć zły dzień, tym staje się on lepszy”. Może tak samo będzie z naszą śmiercią? Choć to najprawdopodobniej trudne wydarzenie, już dziś możemy starać się dobrze je przeżyć. Być może wtedy naprawdę stanie się lepsze.