Jakiś czas temu na jednych z zajęć ze studentkami i studentami pracy socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego zapytałam o to, czy ubóstwo dotyczy tylko żywych, czy może dotykać też martwych? Ktoś zdecydowanie odpowiedział, że po śmierci wszyscy stają się równi, bo tego naucza większość wyznań. Ktoś inni wskazał, że martwym jest wszystko jedno, więc to bez znaczenia. Zgadzam się – to dla żywych ma znaczenie status materialny, dostępność usług i dóbr. Jednocześnie brak dostępności usług i dóbr rzutuje na to, jak jesteśmy chowani. Czyli ubóstwo dotyczy także martwych. Te cmentarze w Polsce, gdzie lokalne władze na koszt państwa dokonują pochówku osób najbiedniejszych są dowodem na istnienie tych różnic po śmierci – i nie piszę tu o różnicach w wielkości pomników, ale o kwestiach takich jak brak pomników, czy brak żałobników.
Jednym z takich cmentarzy w Łodzi jest cmentarz rzymskokatolicki pod wezwaniem Wszystkich Świętych na ulicy Zakładowej 4 w Łodzi nazwany przez media „cmentarzem dla bezdomnych” lub „najsmutniejszym miejscem w Łodzi” [1]. W rzeczywistości jest to cmentarz, na którym miasto chowa ze środków gminnych swoich najbiedniejszych mieszkańców i mieszkanki. Chowane są tutaj osoby, których rodzin nie stać na pochówek lub które nie mają rodziny, osoby wcześniej marginalizowane ze względu na swoje ubóstwo – znane głównie pracownicom i pracownikom pomocy socjalnej. Znajdziemy tu też osoby zmarłe w kryzysie bezdomności oraz osoby N.N., których tożsamości nie udało się ustalić. I tak osoby samotne, w kryzysie bezdomności i niezidentyfikowane mają najbardziej ubogie pochówki, na których poza pracownikami cmentarza i księdzem, nie ma nikogo. Często nikt ich nie odwiedza poza wolontariuszkami i wolontariuszami, stawiającymi znicze przy okazji święta zmarłych [2]. W teorii za te miejsca odpowiadają lokalne oddziały MOPS jako te, które zleciły pochówek, ale nie można liczyć na ich nadmierne zainteresowanie, zgodnie z zasadą – „żywi są ważniejsi, martwi zaczekają”.
To właśnie takie pochówki (nazywane samotnymi pochówkami) [3] wzbudziły w Barcie FM Droogu duże poruszenie, co doprowadziło do stworzenia projektu, który zainspirował kolejne osoby. Głównym powodem powstania tego projektu były nieznane losy wujka Drooga, który w czasie II Wojny Światowej znalazł się w obozie koncentracyjnym i nikt z rodziny więcej o nim nie usłyszał. Droog posiadając taki rodzaj doświadczenia uważał, że każdy człowiek zasługuje na pożegnanie (należy to się tak zmarłym, jak i żyjącym, którzy po nich zostają) i w związku z tym postanowił tworzyć wiersze upamiętniające takie osoby, a następnie odczytywać je podczas skromnej uroczystości pożegnalnej [4]. I tak 29 maja 2002 roku pierwszy raz w ramach swojego projektu towarzyszył Johnowi Mulderowi w jego „ostatniej podróży”, stworzył specjalnie dla niego wiersz, który odczytał podczas ceremonii pożegnania. Droog jako autor projektu oraz jego jedyny wykonawca w Groningen został zapytany przez innych poetów i poetki o zgodę na wykorzystanie tego pomysłu w ich miastach. Tak kolejne osoby – w tym Frank Starik (Amsterdam), Ruben van Gogh (Utrecht), Merijn Hilte (Nijmegen), Henk van Zuiden (Haga), Peter Mangel Schots (Louvain) i Monique Buising (Leeuwarden) – zaczęły towarzyszyć podczas samotnych pochówków oferując specjalnie napisane wiersze tym, którzy odeszli. Jednak udostępnienie tego projektu za darmo odbywało się na konkretnych zasadach. Po pierwsze należało podawać źródło projektu (czyli miasto Groningen oraz poetę Barta FM Drooga jako autora). Druga zasada dotyczyła obowiązku publikowania personaliów (o ile były znane) osoby zmarłej, w celu powiadomienia ewentualnych dalszych znajomych lub rodziny o śmierci. Droog wierzył, że w ten sposób jest szansa na pojawianie się bliskich i znajomych na cmentarzu po pochówku. Trzecia zasada dotyczyła zakazu filmowania samotnych pochówków, by uniknąć masowych wycieczek i niezdrowego zainteresowania. Wszystkie z tych zasad w różnym zakresie były łamane w kolejnych latach, kiedy to Frank Starik utworzył fundację [5], proponującą konkretny model biznesowy związany z usługą towarzyszenia zmarłym podczas samotnych pochówków [6].
Zrozumiałe jest to, że nikt nie powinien oczekiwać, by poeci i poetki w akcie społecznym angażowali się w samotne pochówki, pisali i recytowali swoje wiersze w warunkach, które są emocjonalnie trudne, chociaż dotyczą obcych osób. Starik w swojej książce współtworzonej z Maartenem Inghelsem wspomina o przypadkach pogrzebów, które okazywały się wyjątkowo poruszające, kiedy osoba zmarła swoją biografią kojarzyła się z kimś znanym autorkom i autorom wierszy, albo kiedy dotyczyła opuszczonych lub porzuconych dzieci [7]. W związku z tym stworzenie fundacji, która może starać się o dofinansowanie w ramach projektów miejskich lub może zbierać samodzielnie darowizny, by płacić autorkom i autorom wierszy ma sens. Szczególnie że Starik wpadł na pomysł stworzenia całej sieci poetyckiej, która miała „obsługiwać” Amsterdam [8]. Nie oznacza to jednak konieczności łamania zasad, które wyznaczył Droog, w tym pomijania go jako twórcy projektu, a uznawanie Franka Starika za pierwszego, który zwrócił uwagę na samotne pochówki i postanowił jakoś uczcić pamięć zmarłych. Starik, a następnie po jego śmierci w 2018 roku, Joris van Casteren tłumaczyli się z braku umieszczania nazwisk osób zmarłych na dwa sposoby. Najpierw twierdzili, że chodzi o to, że umieszczenie nazwiska osoby zmarłej może doprowadzić do sytuacji, w której jej rodzina będzie odczuwała dyskomfort. Rozumiem, że chodzi tutaj o sytuację, kiedy rodzina oraz sąsiedzi dowiadują się o śmierci kogoś z rodziny i dochodzą do głosu rozmaite emocje – w tym wstyd, że nie utrzymywało się bliższego kontaktu, albo że nie objęło się danej osoby opieką itp. Niejako bez znaczenia staje się w tym przypadku to, że tylko w ten sposób informacja o śmierci danej osoby może dotrzeć do rodziny, która może nie mieć pojęcia o tej sytuacji, a najwyraźniej innych sposobów informowania (np. przez policję) nie ma. Później van Casteren powoływał się na zachowanie „prywatności” osób zmarłych. Tłumaczenie takie było o tyle niekonsekwentne, że w tym samym czasie fundacja De Eenzame Uitvaart nagrywała filmy dokumentalne i tworzyła materiały publicystyczne na temat swojej działalności, co sprzyjało pojawianiu się gapiów podczas samotnych pochówków, a tym samym w żaden sposób nie chroniło rzeczonej prywatności zmarłych. Kwestie sporne dotyczące praw do korzystania z tego projektu za darmo na określonych zasadach nadal szukają rozwiązania i kładą się cieniem na samej idei tego pomysłu. Z jednej strony to właśnie dzięki medialnemu rozgłosowi można było usłyszeć o tym projekcie w samej Holandii, a dzięki materiałom prasowym powstającym w innych językach – w tym tłumaczeniach książki Starika – docierał on dalej [9].
Należy więc zastanowić się przez chwilę nad podejściem reprezentowanym przez Drooga oraz fundację De Eenzame Uitvaart. Droog odczuwał potrzebę zaangażowania się, ale również to jego zaangażowanie było medialne – inaczej nikt nie dowiedziałby się o tym, co robił dla osamotnionych zmarłych z miasta Groningen. W jego zamyśle poza tworzeniem poezji i odczytywaniem jej podczas pochówku, ważne jest by osoba zmarła zaistniała jakoś społecznie, a nie tylko w jego świadomości, jako twórcy wiersza – stąd potrzeba umieszczania informacji o niej w sieci czy lokalnej prasie. To podejście ma sens, ale nie uwzględnia ważnej kwestii. Samotne pochówki z czegoś wynikają – głównym ich źródłem jest marginalizacja, bieda, bezdomność, uzależnienia, samotność, bycie poza społeczeństwem. Takie osoby mają już rozmontowane więzi społeczne. Ich rodziny i bliscy wcale nie chcą z nimi kontaktu, nie chcą często wiedzieć również o ich śmierci. Droog wychodzi więc z założenia, że każda osoba zmarła jest na pozycji jego wujka, nie jest kimś niechcianym. Nie bierze on pod uwagę kwestii marginalizacji i ubóstwa. Podejście prezentowane przez fundację zdaje się uwzględniać te fakty. Czyni jednocześnie z poetek i poetów jedyne osoby, którym zależy, jedyne osoby, które biorą udział w ostatnim pożegnaniu.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że inną osobą, która zwróciła uwagę na samotne pochówki i postanowiła coś z tym faktem zrobić był pracownik Amsterdamskiego Wydziału Pochówków Ger Fritz, który w tym samym czasie, co Droog zaczął aranżować skromne uroczystości na cześć zmarłych – przygotowywał kwiaty, oprawę muzyczną oraz karawany, by zminimalizować poczucie wykluczenia. W późniejszym czasie współpracował on z Frankiem Starikiem, dzięki czemu samotne pochówki zyskały jeszcze ten bardzo intymny, zindywidualizowany aspekt poetycki [10].
Kiedy usłyszałam o tym projekcie, pomyślałam sobie, że to wyjątkowy sposób upamiętniania zapomnianych czy niewidocznych społecznie osób. Zastanawiałam się, na jakiej podstawie tworzone są wiersze, szczególnie że część z osób nie została zidentyfikowana. Skąd autorki i autorzy czerpali informacje i inspiracje? W książce Starika poza poezją, pojawiają się również opisy „dochodzeń”, które prowadziły osoby zaangażowane w działalność fundacji. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, służby nie zawsze potrafiły ustalić, kim jest zmarła osoba, z trudem też szło wyciąganie od nich informacji na temat miejsca znalezienia ciała, ewentualnych świadków itp. Żyjemy w czasach, kiedy takie dane są poufne, oczekiwanie, że służby mundurowe podzielą się swoją wiedzą (jeśli np. w międzyczasie toczy się postępowanie dotyczące tego, czy doszło do zabójstwa, czy śmierć była z przyczyn naturalnych) wynika chyba z nadmiaru optymizmu. Mimo problemów w ustalania kim byli zmarli i jakie były ich losy, zwykle udaje się znaleźć choćby szczątkowe informacje, a te pozwalają już na stworzenie pożegnalnego wiersza.
Czy takie działania mogłyby pojawić się w Polsce? Czy istnieje w nas gotowość do zauważania marginalizowanych zmarłych w innym kontekście niż „najsmutniejszy cmentarz” przy okazji święta zmarłych? I wreszcie, czy potrafimy dostrzec, że ubóstwo, samotność, marginalizacja mogą dotknąć każdą osobę? Nie wiem. Liczę na to, że tak.
[1] Zob.: Tokarczyk Jacek, Cmentarz dla bezdomnych – najsmutniejsze miejsce w Łodzi, Łódzkie Wiadomości Dnia, 31.10.2016, dostęp: https://lodz.tvp.pl/27550927/cmentarz-dla-bezdomnych-najsmutniejsze-miejsce-w-lodzi; Witkowska Matylda, Łódź ma cmentarz dla bezdomnych, Dziennik Łódzki, 05.11.2012, dostęp.
[2] O cmentarzu tym, jego wyglądzie i recepcji pisałam w rozdziale „Cmentarz dla bezdomnych” – przypadek łódzki w 2016 roku, wskazując również na specyfikę tego miejsca oraz poczucie samotności, jakie ono wywołuje, zob.: Lange Łucja, „Cmentarz dla bezdomnych” – przypadek łódzki, [w:] Kuźma Inga B., Lange Łucja (red.), Bezdomność w Łodzi, Wydawnictwo LangeL—Łucja Lange, Łódź 2016, s. 205-227.
[3] Z angielskiego lonely funerals, a w języku niderlandzkim de eenzame uitvaart.
[4] Ro Christine, The Dutch City Poets Who Memorialize the Lonely Dead, Ploughshares at Emerson College, Readings, 24.12.2016, dostęp.
[5] Stichting De Eenzame Uitvaart, dostęp.
[6] Treści znajdujące się w tym akapicie swoje źródło znajdują w artykule Drooga De diefstal van de “eenzame uitvaart”. Femke Halsema beschermt bedrog, którego angielska wersja znajduje się na stronie „Droog Magazine”. Zob.: Droog Bart FM, De diefstal van de “eenzame uitvaart”. Femke Halsema beschermt bedrog, Reporters Online, 17.09.2021, dostęp.
[7] Inghels Maarten, Starik F., The Lonely Funeral, przekład Stefan Wieczorek, Arc Publications, Todmorden 2018, (fragmenty książki dostępne są również online).
[8] O sieci tej opowiada film dokumentalny Astrid Bussink Poule de doodes, zob.: Bussink Astrid over Poulde de doodes, Nordenland 2, 13.11.2012, dostęp.
[9] Mam tu na myśli między innymi meteriał radiowy oraz wymioniony wcześniej film dokumentalny, który był emitowany także przez stację BBC. Zob.: Ernsting Michele, Lonely. funeral: Burying Amsterdam’s anonymous dead, Radio Netherlands Archives, 13.02.2008, dostęp.
[10] Zob.: Ro Christine, dz.cyt.