Pielęgniarka paliatywna Ivana Seger ma niezwykłe wsparcie w swojej pracy w hospicjum. Jej psy terapeutyczne towarzyszą umierającym pacjentom.
„Wyobraź sobie, że bliska ci osoba dostała diagnozę raka. Leczenie zakończyło się niepowodzeniem. W pewnym momencie jest ona tak słaba, że rodzina zdaje sobie sprawę z tego, że opieka w domu już nie działa. Zdecydują się wtedy na hospicjum stacjonarne. Nie ma trudniejszej drogi.”
Droga do hospicjum, która dla osób chorych i ich rodzin jest niewyobrażalnie bolesna, dla Ivany Seger jest codzienną drogą do pracy. W ciągu ostatnich 11 lat witała tam setki pacjentów i ich bliskich.
„Ludzie przychodzą do hospicjum pełni lęku, smutku i zmartwień. A teraz wyobraź sobie, że otworzysz drzwi wejściowe, a pierwsze co widzisz, to jest pies, który na ciebie patrzy i macha ogonem. Wtedy ludzie reagują zawsze w ten sam sposób. Uśmiechają się. Łzy znikają. Znika cały ten ciężar, z którym przyszli. Nadal jest to hospicjum, ale wejście jest jednak łatwiejsze. To jest powód, dla którego to robię. Chcę zdjąć ciężar z sytuacji.”
Ivana jest pielęgniarką paliatywna, która znalazła własną misję życiową. Odkryła wielki potencjał pracy terapeutycznej z pomocą zwierząt. Ze swoimi psami Emmą i Sissy obsługuje cztery hospicja i dwa szpitale z oddziałami paliatywnymi. Razem stwarzają chwilę szczęścia dla osób w ostatniej fazie życia.
Przygoda z psami zaczęła się dla Ivany 28 lat temu. Pracowała wtedy w psychiatrii z pacjentami w depresji. Była odpowiedzialna za rozdawanie leków, prowadzenie rozmów i tworzenie pewnej struktury dnia. Widziała jednak mało skutków swojej pracy.
„Nie wiem ile razy budziłam ludzi, aby im powiedzieć, że trzeba wstać, trzeba zjeść śniadanie. Są pacjenci, z którymi nie masz żadnej szansy. Można wpaść tak głęboko w depresję, że już nic nie działa. Wtedy nawet leki nie pomagają. Dzisiaj rozumiem, dlaczego ludzie odbierają sobie życie. Po czterech latach w tej pracy doszłam do własnych granic.”
Ivana nigdy nie zapomni tego dnia, kiedy siedziała w pokoju pielęgniarskim i widziała przez szybę grupę pacjentów. Jak zawsze siedzieli załamani, kilkoro z nich płakało, opowiadali sobie nawzajem swoje straszne historie. A nagle pierwszy się wyprostował, potem drugi, trzeci – i nagle wszyscy byli wyprostowani. Wstali z uśmiechami na twarzach! Ivana czegoś takiego wiedział przez cztery lata! Wszyscy pacjenci szli w jednym kierunku. Był tam pan, który czekał na swoją żonę, aby pójść z nią na spacer. I miał ze sobą psa! Pies nie mógł wejść na korytarz, tylko wsuwał głowę przez drzwi.
„Ten pies osiągnął coś, czego nie udało nam się przez dni, tygodnie, miesiące. Osiągnął to natychmiast! Doznałam wtedy olśnienia. Wiedziałam dokładnie, co chcę robić. Chcę, żeby w pracy towarzyszył mi pies.”
Kiedy dostała ofertę pracy w hospicjum, Ivana powiedziała, że chętnie się zgodzi, ale tylko pod jednym warunkiem: chce mieć ze sobą psa terapeutycznego. Opowiadała dyrekcji o swoich doświadczeniach w psychiatrii i o swoim przekonaniu, że w hospicjum potrzebne jest zwierzę. Pracownicy hospicjum nie słyszeli o tym wcześniej, ale się zgodzili. I już pierwszego dnia, kiedy Ivana przyszła ze swoim labradorem Emmą było jasne, że to była właściwa decyzja.
„Przychodzę do hospicjum i mam po prostu czas. To jest prezent. I mam ze sobą psa. To jest drugi prezent. Naszym zadaniem jest tworzenie pięknych chwil. Chcemy odwracać uwagę, rozpraszać, dostarczać tematy, który nie są związane z chorobą.”
Zanim to się mogło wydarzyć, Ivana przez ponad rok szukała właściwego psa. Pies terapeutyczny musi mieć konkretne cechy. Podstawowym warunkiem jest to, że musi lubić dotyk i bycie głaskanym. Smakołyki powinien brać chętnie i w sposób delikatny. Musi być tolerancyjny na stres. Zwykły pies ma dobrą relację z właścicielem, ale niekoniecznie z obcymi. Pies terapeutyczny musi kochać wszystkich ludzi i szukać kontaktu z nimi z własnej inicjatywy.
Są rasy, które mają specjalnie dobre predyspozycję, jak np. labradory. Jednak najtrudniejsze wyzwanie, to wybór idealnego szczeniaka. Trzeba obserwować tygodniami, jak się zachowuje w gronie rodzeństwa, nie może być ani zbyt dominujący, ani za uległy. Dodatkowo istnieje 14 testów, przy pomocy których można sprawdzać, czy szczeniak ma potencjał stać się psem terapeutycznym. Jeżeli je zda, przechodzi przez przynajmniej pięć miesięcy intensywnego szkolenia.
Głównym zadaniem psa jest pomóc pacjentom i ich bliskim zrelaksować się. Emma ma swoje miejsce przy wejściu hospicjum. Ludzie, którzy wchodzą, widzą Emmę, podchodzą do niej, głaszczą ją, dają jej smakołyki. Kiedy wstają, mają zupełnie inną postawę niż wcześniej. Idą do pokoju chorych z lekkością, często razem z psem. Dzięki Emmie, rodzina znowu może być rodziną. Wychodzi z roli pacjenta i odwiedzających.
Zanim to się mogło wydarzyć, Ivana przez ponad rok szukała właściwego psa. Pies terapeutyczny musi mieć konkretne cechy. Podstawowym warunkiem jest to, że musi lubić dotyk i bycie głaskanym. Smakołyki powinien brać chętnie i w sposób delikatny. Musi być tolerancyjny na stres. Zwykły pies ma dobrą relację z właścicielem, ale niekoniecznie z obcymi. Pies terapeutyczny musi kochać wszystkich ludzi i szukać kontaktu z nimi z własnej inicjatywy.
Psy mają niesamowitą zdolność pomagania ludziom znaleźć dostęp do swoich emocji. Emma jest zawsze obecna w grupach wsparcia. Ivana opowiada mi o grupie wsparcia dla dzieci, które straciły rodzica lub rodzeństwo. Jest ona bezpiecznym miejscem, gdzie wszyscy mogą pokazać swoje emocje.
„Mamy taką regułę, że to dziecko, które siedzi obok psa, może mówić. A wtedy dzieją się cuda. Dzieci kładą głowę na psie. Płaczą. A nawet u tych, które wcześniej były zamknięte w sobie i milczące, zaczyna się słowotok. Dzielą się swoim bólem, wchodzą w kontakt z innymi. I to jest uzdrawiające.”
W pokojach chorych Emma i Sissy wchodzą w kontakt na tyle, na ile pacjent i jego bliscy pozwalają. Czasami ludzie je dotykają, głaszczą, rozmawiają z nimi, a czasami pies tylko siedzi w drzwiach. A od czasu do czasu dochodzi do sytuacji, w której pies może pokazać swoje umiejętności w dyscyplinie królewskiej, w towarzyszeniu przy odchodzeniu.
Zdarza się, że człowiek nie może umrzeć, mimo że bardzo już by chciał. Ivana mi tłumaczy, że to dotyczy około 20% pacjentów. Nie mogą umrzeć, nie są w stanie odpuścić, mimo że ich ciało jest już kompletnie wyczerpane. Wtedy zespół w hospicjum próbujem różnych metod, żeby ludzie mogli się rozluźnić: zmieniają ich pozycję, stosują muzykoterapię, miski dźwiękowe, aromaterapię. Jeżeli to wszystko nie zadziała, zostaje im ostatnia, wyjątkowa możliwość.
„Wkładam do łóżka psa. Oczywiście tylko wtedy, kiedy rodzina się na to zgadza. I wtedy zawsze staje się to samo. Kładę rękę pacjenta na futrze. I wszystko jest dobrze.”
Do tej pory przy Emmie spokojnie umarło 83 osób. Rodzina zawsze pyta wtedy Ivanę: „Jak Pani to zrobiła?” A Ivana odpowiada: „Ja nic nie zrobiłam. To była Emma.”
Świat hospicyjny w Niemczech jest mały i życzliwy, nie ma myślenia konkurencyjnego. Dyrektorzy hospicjum regularnie się spotykają i wymieniają pomysłami, co można poprawiać. Wiadomość o psach szybko się rozeszła i wiele innych hospicjów przyjęło strategię dołączania psa do swojego zespołu.
Ivana założyła fundację „Tröstende Pfoten“ („Kojące łapki”), która promuje włączanie psów terapeutycznych do opieki paliatywnej. O swojej niezwykłej pracy napisała książkę „Der Emma-Effekt” („Efekt Emmy”).