TR Warszawa słynie z mocnych produkcji. „No, zobaczmy” powiedziałam sobie, zakładając nogę na nogę, zasiadając na premierze „Orfeusza” w reżyserii Anny Smolar. A potem, 2 godziny i 15 minut później zorientowałam się, że nie zmieniłam nawet ułożenia nóg. Od pierwszego momentu do oklasków (deszcz!) dałam się wciągnąć, zassać tej historii o odchodzeniu, żałobie, stracie.
Na początek – dlaczego Orfeusz? Wystarczy przypomnieć sobie mit. Dla tych, co nie pamiętają – zakochany Orfeusz idzie po swoją zmarłą ukochaną do Hadesu. Pokonuje trudności, przedziera przez niemożliwe. Warunkiem wyprowadzenia Eurydyki jest to, aby opuszczając krainę umarłych, nie obejrzał się za siebie i na nią. No i? Nie wytrzymał. Inaczej nie byłoby o czym opowiadać.
Reżyserka Anna Smolar bierze ten mit i rozwałkowuje go na cienko, wykrawa z niego ciasteczka, niektóre z wróżbą. Rozrysowuje wszystkie możliwe konfiguracje straty. Orfeusz i Eurydyka są to homoseksualnymi kochankami, hetero przyjaciółmi. Matką i synem, rodzeństwem. W każdym wypadku strata jest rozpisana na rytuały. Stare, zapomniane, nowe, nieakceptowane społecznie. Stereotypy i nadzieje. Obraz jest bardzo otwierający na wszystko, o czym w przypadku żałoby nie mówimy, ba, nawet nie myślimy. Aktorzy i reżyserka w procesie twórczym skorzystali z warsztatu na temat wielowymiarowości żałoby z Anją Franczak, założycielką Instytutu Dobrej Śmierci.
Spodziewałam się nurzania w Hadesie, przerywania nici żywota, mroku i wzniosłości. Dostałam mit uwspółcześniony, w którym mieście się o wiele więcej. Cerbera, który jest hakerem. Cerbera, który rozmiesza do łez gdyż śpiewa w wydzierganym różowym golfie. Przekomiczny monologo–dialog (boska Justyna Wasilewska), w którym staruszka, samozwańcza osiedlowa strażniczka moralności, wysyła dziewczynę na obowiązkowe czuwanie przy zmarłym sąsiedzie. Zresztą nie tylko Wasilewska, cała szóstka aktorów gra tu magnetycznie. W dodatku śpiewają (nucą w zasadzie) jak autentyczny grecki chór, co powoduje, że na scenie dzieje się magia, a po plecach biegają ciary.
Najbliższy mi Orfeusz, to ten, który czeka na telefon matki-awatara (Mateusz Górski, spoiler alert: talent!). Matki zbudowanej z głosu i wpisów na SM przez sztuczną inteligencję. Co z tego, że jest sztuczna i nie żyje, skoro gdera tak samo, jak za życia. Ten ruch przyszłości (tworzenie cyfrowych dusz) prawdziwie mnie fascynuje. Tu odsyłam wszystkich do filmu „Druga Szansa”.
Spektakl kieruje reflektor na to, co przez lata było przykryte zasłoną milczenia. Ale zasłona się przetarła i sparciała. Chcemy umieć funkcjonować ze stratą bez niepotrzebnego tabu. Bo tak, umierają nasze matki i nasze dzieci. Odchodzą kochankowie i bliskie zwierzaki. Kiedy już wykonamy wszystkie rytuały pożegnania, odprowadzimy ich — oni tak W NAS zostają. I cały ten spektakl jest o tym. Nie sprowadzimy ich z powrotem z Hadesu do „prawdziwego” życia. Ale i nie stracimy ich już bardziej. Gdy obejrzymy się za siebie — Oni tam są. I nigdzie się nie wybierają.
ORFEUSZ w TR Warszawa
reżyseria: Anna Smolar
scenariusz i dramaturgia: Anna Smolar, Tomasz Śpiewak
monologi i dialogi: Jacek Beler, Jan Dravnel, Mateusz Górski, Natalia Kalita, Anna Smolar, Tomasz Śpiewak, Justyna Wasilewska, Julia Wyszyńska
scenografia i kostiumy: Anna Met
choreografia scen lalkowych: Natalia Sakowicz
muzyka: Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla)
reżyseria światła: Rafał Paradowski
autorka lalki: Olga Ryl-Krystianowska
asystenci reżyserki: Katarzyna Gawryś, Tymoteusz Sarosiek, Wojciech Sobolewski
inspicjentka: Monika Tuniewicz
producentka: Magda Igielska