Mogłoby się zdawać, i tak też o książce pisze jej Wydawca, że „Ukojenie dla drzewa Adama” porusza odległe polskiemu czytelnikowi tematy społeczne. Bo i owszem w trzynastu opowiadaniach tego zbioru Inga Žolude pokazuje upadek wartości łotewskiego społeczeństwa dyktowany pogarszającą się sytuacją gospodarczą w kraju.
W każdym z opowiadań, stając się alter ego bohatera – „Dziś na przykład muszę znów przejść się po blokowiskowych labiryntach. Konieczna jest intensywna penetracja. To mój twórczy eksperyment.” – otwiera bolesne rany, na które składają się tęsknoty, fiksacje i niemożność związania końca z końcem.
Jednak uważny czytelnik dostrzeże w niej przede wszystkim codzienne obcowanie z przemijaniem.
Bohaterzy Žolude jeśli nie poruszają się w świecie wyimaginowanym, a więc łatwiejszym do przetrwania, to z pewnością przenoszą się na świat wieczny. Idą tam, i jednocześnie pozostają tu, gdzie byli dotychczas krążąc między żywymi, nie tylko w ich myślach: “zaczynam czuć jego obecność. W klawiszach pianina. Jak długo możemy mówić o tym, że na rzeczach pozostają ślady czy zapach ich użytkowników? Przez kilka dni? Przecież nie latami.” mówi bohaterka opowiadania „Ja sam”.
Taka jest proza Žolude. Z jednej strony bardzo prawdziwa, życiowa, materialna, a z drugiej oniryczna, duchowa i trudna do zauważenia. Jak pustka po zmarłym, która jest wszystkim tym, czego dotykał, jak jego słowa powtarzane przez tych, którzy zostali. I wspomnienie jakieś nierealne, coraz bardziej odległe, a jednak ciągle nie przeszłe. Jakby chciało się nim zakrzywić czas, będąc tu i tam jednocześnie.
To wspomnienia są lejtmotywem opowiadań Žolude. Niespełnione marzenia, w które wpisuje się nie tylko trudna sytuacja gospodarcza, ale przede wszystkim straty, jakie niesiemy wszyscy, bez wyjątku.
Niczym fotografie, których oglądanie czasem sprawia przykrość, bywa, że zawstydza, ale koniec końców ma działanie terapeutyczne. Jak powidoki z przeszłości, które zamykają to, co minione i nie wróci. „Wszystko w życiu dzieje się dokładnie tak, jak to teraz pamiętam, tak, jak to było od tego wydarzenia, odkąd jest nas o jednego mniej, a nie tak, jak wtedy, kiedy byliśmy razem” mówi po śmierci dziadka bohaterka opowiadania „Początek”, a później dodaje, że fotografie z dziadkiem chciałaby oglądać co roku w dzień jego urodzin, ale zapomniała już kiedy te wypadają. Pozostaje jej tylko odtwarzanie życia wstecz – od czerwonego całunu, którym okryto dziadka w dniu jego śmierci, kwiatów wrotycza wokół jego trumny zapewniających odejście jego duszy, do Bożego Narodzenia z dzieciństwa, które już się nie powtórzy.
Inna bohaterka Žolude z kolei marzy o możliwości cofnięcia czasu, bo „może mogłaby wszystkiemu zapobiec”. Tym samym nie dopuszcza do siebie myśli o śmierci, pozostając w świecie, którego już nie ma, w towarzystwie tego, który też odszedł.
Po śmierci bliskich można też spisywać wspomnienia, jak to robi bohater opowiadania „Księga śmierci”, prowadząc tytułową księgę, w której odnotowuje wspomnienia o zmarłych. Dobre i złe, dla siebie i dla tych, którzy pozostaną. Ci zmarli z jego wpisów odwiedzają go później w snach przepełniając je swoimi opowieściami. Ale można też, podobnie do księgi śmierci napisać księgę życia, biografię, niczym hołd złożony tym, którzy odeszli. Poznawać ich na nowo spinając swoisty pomost między życiem i śmiercią.
Ale jest i u Žolude smutek, choć przedwczesny po utraconym psie, którego wypadek odsuwa na bok wszystkie problemy codzienności. Wobec śmierci czworonożnego przyjaciela bledną sine plamy pleśni na ścianie i czerwień strupków z obtartych kolan. Wszystkie niepokoje i problemy odchodzą na drugi plan, gdy zaczynają dokuczać samotność i smutek po stracie.
W ten sposób do bohaterów Ingi Žolude przychodzi u k o j e n i e – w opowieściach, w których wspominają zmarłych, w których budują własne, nowe życie, bez bliskiej osoby u boku. Wymyślone koła ratunkowe na żałobę.
Są opowiadania zebrane w „Ukojeniu dla drzewa Adama” jakby nie z tego świata, z tamtego też nie są. Zawieszone w jakimś niebycie, między życiem i śmiercią. Może to świat żałoby i smutku tak gęstego, że oblepia myśli tworząc z nich fantasmagorie, w których łatwiej żyć?
Już samo tytułowe drzewo jest dowodem na to, że Žolude pisze o rzeczach niewidocznych dla oka. To samo drzewo, które po śmierci niosą ci, którzy zostali. I albo pozwolą jemu pozostać zielonym, żyć nieustannie, albo sprawią, że uschnie, stając się dla nich ciężarem. Tytułowy Adam jest w nich i bohaterem opowiadania i symbolem praojca, który traci sens oraz znaczenie w oczach upadającego społeczeństwa. Jednak zarówno jeden, jak i drugi nigdy nie będzie zapomniany. Žolude dedykuje swoją książę tym, którzy odeszli, ale jednocześnie już na zawsze pozostaną z nami. I dla tych, którzy pozostali z pustką trwając, mimo trudności. „Ukojenie dla drzewa Adama” kończy opowiadanie o przewrotnym tytule „Komedia”, w którym autorka dokonuje rozliczeń z duszami swoich bohaterów. Niczym demirug, który powołał ich do życia, i sam zdecydował kiedy to życie odebrać. Słuchając wyrzutów postaci, które sama stworzyła – dlaczego już, w taki sposób, bez poczucia spełnienia i z bagażem błędów, jakie pozwoliła im popełniać – zostawia je między światami, kończąc swoją podróż, która jest zarazem ich podróżą nieskończoną.
Inga Žolude: Ukojenie dla drzewa Adama
Tłumaczenie: Daniel Łubiński
Wydawnictwo KEW, Wojnowice, 2018