Mężczyzna i kobieta całujący się w sycylijskich katakumbach

Metafizyka na wakacjach. Rzecz o śmierci, krewetkach i katakumbach na Sycylii

Tekst: Katarzyna Poniecka
· 17.02.2025


Chwila oddechu. Wyczekana ewakuacja z miasta, obowiązków i kalendarza. Sycylia, miasto z listy marzeń. Przyciągnęła mnie tu architektura, którą zawsze chciałam zobaczyć. W średniowieczu spotkały się tu bowiem kultury chrześcijańska z normańską i arabską. Podczas egzaminu z historii sztuki brylowałam w tym temacie. Chciałam więc na własne oczy zobaczyć to, co mnie podekscytowało historycznie i estetycznie.

Tak też uczyniłam. Z lotniska w Palermo prosto do Monreale, gdzie spędziłam w katedrze kilka godzin macając na dachu glazurę. Gdyby nie zimno, deszcz i zmęczenie, zostałabym do wieczora. 

Wszystko wyglądało dokładnie tak jak w albumach, które dostałam od taty. Największą “robotę” czyni tu światło, które ogrywa geometrię układów zewnętrznej bryły. W środku lepiej zamilknąć, szczególnie, jeśli się jest takim laikiem jak ja. Wszystko układam w prostą refleksję, że zawsze powstaje coś wyjątkowego tam, gdzie spotyka się kilka różnych porządków. Pod warunkiem, że nie trzymamy się sztywno granic. Ta architektura jest tego przykładem. Trzy kultury, nowa jakość. 

Udałam się do Palermo. Plan był prosty: katedra i kilka innych miejsc zaliczanych spacerem na mapie. Laba, frutti di mare i czytanie. Tuż przed wylotem przypomniałam sobie o miejscu, które wprawiło w poruszenie moje wujostwo. Widzieli już wszystko. Jednak ten punkt został mi polecony ze szczególną emfazą: “Kasia, koniecznie idź do katakumb Kapucynów”. Poszłam więc, jako że liczę się z opinią cioteczki i wujaszka.

Piękny dzień, piękny spacer, jestem przed budynkiem. Czekam. Tak, zdążyłam zobaczyć kilka zdjęć i przeczytać tekst na Wikipedii. Wiedziałam, że zobaczę kolejną kryptę, mumie i pewnie będzie to po prostu ciekawe.

Krypta oraz kaplica kapucynów powstała w XVI wieku tuż po osiedleniu się zakonu na Sycylii. Kapucyni to odnoga franciszkanów. Długo walczyli z papieżem o legalizację swojej drużyny. Sam budynek jest skromny i nie robi wrażenia. Można go po prostu przeoczyć, szczególnie po estetycznej uczcie w centrum Palermo. 

Katakumby różnią się od tych, które widziałam w Rzymie. Nie są ryte w skale. Podobno wyjątkowe warunki termiczne uwarunkowały powstanie tego miejsca oraz jak to w życiu bywa, prosta zasada: “jest problem, będzie rada”. Mnichom w pewnym momencie zabrakło miejsca na cmentarzu, postanowili więc organizować pochówki swych braci w kryptach. Początkowo ciała były osuszane, dochodziło do naturalnej mumifikacji,  

Jednak z czasem braciszkowie rozwijali swoje funeralne techne*  nacierając ciała ziołami, oczyszczając je z wewnętrznych narządów, wypełniając je słomą. Możecie ją zobaczyć na własne oczy w tych zwłokach, które zostały już “nadgryzione zębem czasu”. 

Z czasem o miejsca w kryptach zabiegali również świeccy, nie tylko majętni obywatele Palermo. Podobno zakonnicy opiekowali się biednymi, którzy nie mieli bliskich. Co więcej, z zaangażowaniem rozwijali swoje umiejętności zatrzymywania rozkładu stosując wiedzę dostępną im w danym momencie. 

Katakumby podzielone są na sekcje, w których odziane ciała kapucyni umieszczali w niszach lub w otwartych trumnach. Możemy rozpoznać ich status społeczny i płeć. Jest również cała sala poświęcona tylko dzieciom. Niektóre ciała wymagają szczególnego montażu, drutowania czaszki i mocowania do haków. Widzimy je na różnych etapach rozkładu w ubraniach jednoznacznie określających status społeczny. “Zwiedzający” ten dziwny cmentarz oglądają twarze zmarłych, niektóre wykrzywione inne spokojne. Widzimy resztki emocji i  śladów życia sprzed wieków. 

Korytarz  datowanych szczątków, gdzieniegdzie imię i nazwisko. Personalizacja lub numer identyfikacji. Jest ich tam podobno 8000. Wszystko to w kiepskim świetle, pewnie z uwagi na wymogi konserwatora. 

Cóż to za wyjątkowe zjawisko. To nie halloweenowa impreza czy scenografia z teledysku ‘Thriller’ Michaela Jacksona. 

Zwiedzamy miejsce pod restrykcyjnym zakazem robienia zdjęć. Prawie wszyscy są posłuszni. Ludzie wchodzą z reklamówkami wypełnionymi bazarowymi zakupami. Vis-à-vis wejścia widać piękny stragan z owocami, oliwkami i orzechami. Obfite życie pełne białka i witamin.

Zwiedza pani z córką, mają wielkie lizaki w buziach. Przewodnik z niewidomą osobą, opisujący to, co widzi. Rodziny z dziećmi. Wszyscy dostosowują się do warunków. Suną korytarzami, mówią ciszej albo milczą. Stają przy ciele małej dziewczynki Rosalii Lombardo, zabalsamowanej w 1920 roku. To jedna z ostatnich osób umieszczonych w katakumbach.  

Trudno wymazać z pamięci obraz ‘śpiącego dziecka ‘ wśród jednoznacznie martwych ludzi. Stan ciała dziewczynki relatywizuje to wszystko, co widzimy. Wygląda jak śpiąca lalka odłożona do kołyski jakiś czas temu. Zwiedzam, idę dalej, słyszę słowo “makabra”, podobnie brzmiące w wielu językach.

Czy to rzeczywiście niesmaczna makabra, którą straszą w artykułach na “gazecie” lub innych blogach turystycznych?  To na pewno miejsce ‘memento mori’. Można wejść z ciepłego tętniącego życia, z lizakiem w buzi i torbą pełną pomarańczy. Być może po wizycie w katakumbach poczekają dobę z konsumpcją. Jednak doświadczenie przebywania w tak bliskim kontakcie z ciałami ludzi, których status, pochodzenie i możliwości zrównała śmierć, organicznie prowokuje do refleksji. Ta organiczność, fizykalność doświadczenia może być szansą na mały krok w oswajaniu śmierci i to na wakacjach. Napierająca metafizyka końca. Cóż za okazja! W katakumbach jesteśmy otoczeni zmarłymi osobami ze wszystkich stron. To bycie “pomiędzy” tym, co teraz a tym, co potem. 

Właśnie takim zdaniem witają nas kości: “Jesteście tym czym byliśmy, jesteśmy tym kim będziecie. Wszyscy umrzemy”. To wszystko przed plażą, winem, pizzą, frutti di mare i pyszną kawą wypitą po wyjściu za rogiem. 

Lećcie na Sycylię zobaczyć katakumby kapucynów. Jest to unikat chrześcijańskiej kultury funeralnej o potencjale formatywnego doświadczenia. 

*  W starożytnej Grecji filozoficzny koncept oznaczający tworzenie lub czynienie.

Tytułowa grafika to obraz Calcedonio Reina p.t. Amore e morte, 1881 r.

  W Instytucie Dobrej Śmierci chcemy tworzyć nową jakość opieki nad tymi, którzy odchodzą i wsparcia dla tych, którzy zostają. Jeżeli nasza filozofia przemawia do Ciebie, możesz wesprzeć nas i nasze projekty - będzie nam bardzo miło!