Nie lubimy rozmawiać o przemijaniu i śmierci. Współczesny kult młodego, sprawnego ciała sprawia, że boimy się oznak starzenia i próbujemy za wszelką cenę oszukać czas. Starość i śmierć to obecnie niechciani goście wyrzuceni poza granice codzienności.
Jak wiele w ten sposób tracimy? Jaką cenę płacimy za czynienie z przemijania i umierania tematów tabu?
Utracona intymność
Śmierć nieobecna, zapomniana, zepchnięta w otchłań milczenia. Tuż obok niej śmierć w wydaniu popkulturowym – zniekształcona, karykaturalna, będąca źródłem taniej, brutalnej rozrywki. To jej dwa główne współczesne oblicza. Pierwsze, mocno osadzone w myśleniu życzeniowym: skoro nie rozmawiamy o śmierci, to nas nie dotyczy. Drugie, oparty na próbach umniejszenia, może też i oswojenia, wykpienia swojej śmiertelności.
W efekcie, śmierć zostaje pozbawiona znaczenia. Przewrotnie, o ironio, dokładnie to samo dzieje się wtedy z życiem. Nie ma bowiem życia bez śmierci i śmierci bez życia. Co się dzieje ze śmiercią, dotyka też życie i odwrotnie. Unikanie śmierci to unikanie życia.
Ucieczka przed śmiertelnością to ucieczka przed żywotnością.
Brak akceptacji umierania, to brak akceptacji bycia żywym.
Trywializacja śmierci to trywializacja życia.
„(…) dążenie do czynienia ze śmierci tajemnicy spowodowało, że ludzie zapomnieli o swojej intymnej relacji z życiem”[1]. Utraciliśmy świadomość, że życie jest cenne i nie trwa wiecznie. Przestało to być dla nas naturalną koleją rzeczy, czymś normalnym, co sprawia, że łatwiej jest doceniać codzienność.
Starość – choroba śmiertelna
Również starość nie uchowała się przed naszym wyparciem. Skryliśmy ją za zamkniętymi drzwiami domów opieki, szpitali, hospicjów. Zmarszczki to powód do wstydu. Niesprawne ciało to porażka. Nie wypada nam się starzeć.
„Utracono szacunek do doczesnego istnienia i do wiekowych ludzi, a starość przestała być okresem godności – wiekiem, w który wchodziło się po bardzo długim życiu, po zdobyciu niezwykle szerokiej wiedzy. Zaczęto ją postrzegać jako śmiertelną chorobę”[2].
Brak prawa do żałoby
To, co jednak boli najbardziej, to odebranie sobie prawa do żałoby. Skoro o śmierci najlepiej nic nie mówić, a przemijanie trzeba negować na tyle, na ile to tylko możliwe, to po co nam żałoba? Wychodzi na to, że ona również powinna być zamknięta w czterech ścianach, skrupulatnie ukryta przed otoczeniem: “Twoja żałoba, Twój problem. Nie obnoś się, bo nie wypada.”
I tak oto żyjemy w ciągłym napięciu wywołanym ciężarem tabu. Ludzie umierają po cichutku. A my, mimo że serce rozrywa tęsknota i żal, uśmiechamy się na ulicy jak gdyby nigdy nic. Odebraliśmy sobie prawo do człowieczeństwa… jak gdyby nigdy nic.
Osobisty sprzeciw
Nie ma we mnie zgody na wypieranie starości i śmierci z codzienności. Mówiąc bowiem „tak” życiu, mówię to do wszystkiego, co się z tym życiem wiąże. Mówię „tak” przemijaniu i umieraniu. I pielęgnuję w sobie nadzieję, że nie jestem w tym myśleniu sama.
[1] Ana Cristina Herreros, Nieunikniona. Baśnie Matki Śmierci z całego świata, Wydawnictwo Dwukropek, Warszawa 2021, s. 8.
[2] Ibidem, s.8.