Tradycyjne baśnie powstawały w innym niż literatura dziecięca kontekście. Ba, dzieciństwo w świecie, z którego się wywodzą, było zupełnie inaczej rozumiane. Można ręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie było go wcale.
Dopiero od XIX wieku zaczęto wyodrębniać etap dzieciństwa w życiu, definiując go jako szczególnie wrażliwy na oddziaływania edukacyjne i wychowawcze. Skoncentrowano siły, by uzyskać w tych obszarach jak najwięcej. Jednocześnie dziecko stało się kimś zupełnie innym niż każdy dorosły człowiek, wyjętym spod prawa, często, w tzw. wyższych sferach, pozbawione było obowiązków domowych względem rodziny. Infantylizowane i traktowane z przymrużeniem oka, stało się ambitnym projektem, który należało dopiero zrealizować. A czym jest sukces w realizacji tego projektu? Otóż dziś mierzy się go skutecznością nowego człowieka na rynku pracy. Wydajność i efektywność – oto kryteria sukcesu w kapitalistycznej rzeczywistości. Oczywiście indywidualne. Z tym, co zbiorowe bowiem mamy coraz mniej wspólnego. A jak było wcześniej?
Prze-życie
W Europie, w środowiskach wiejskich do XIX wieku, przeżycie było zadaniem nie lada. Ze śmiercią spotykano się na co dzień. Umierali dorośli, dzieci, z głodu, osłabienia, ciężkiej pracy, czy z powodu chorób, na które nie było lekarstwa. Jednocześnie nadmiarowa praca na roli, a potem także w fabrykach, sprawiała, że każdy nowy człowiek to były ręce do pracy. Społeczność tworzyła współzależny organizm w stu procentach zaangażowany w przetrwanie. Życie ludzkie rozgrywało się w linearnym planie od narodzin do śmierci, podzielonym na momenty przejścia w kolejne etapy, ale jednocześnie toczyło się ono po kole, w rytmie pór roku i dorocznego świętowania.
Kiedy rodziło się dziecko, zanim rytualnie włączono je w społeczność np. poprzez chrzest, traktowano je jako istotę z pogranicza światów. Umarłe przed chrztem, zostawało duchem błądzącym po świecie, niemogącym zaznać spokoju. Kolejnym niezbędnym rytuałem była inicjacja. W różnych społecznościach różnie ją organizowano. Czasem bardziej, a innym razem mniej spektakularnie, niemniej stanowiła rytuał obecny niemal we wszystkich kulturach, co świadczy o jej uniwersalnym znaczeniu.
Umrzeć, by narodzić się na nowo
Oto młody człowiek ma stać się dorosłym, czyli w pełni odpowiedzialnym za wspólnotę, za przekaz wiedzy i tradycji, w końcu także za przetrwanie. Scenariusz inicjacji zakładał wyłączenie adepta ze społeczności i jego symboliczną śmierć, a następnie ponowne włączenie. Śmierć, z którą zmierzyć się musiał inicjowany, zawarta była w symbolicznych postaciach zjaw, zwierząt, duchów przodków, na poziomie działania przywoływało ją milczenie, głód, samotność w lesie, zagubienie, czasem stosowane substancje halucynogenne. Inicjowany nie tylko mierzył się więc z własnym strachem przed śmiercią, ale także wędrował po zaświatach, gdzie spotykał dziwnych mieszkańców tych krain, pomocników, antagonistów, przechodził próby wysiłku, sprytu, odwagi. Po wszystkim społeczność świętowała jego ponowne narodziny i od tej pory miał pełnię praw i wiedzy. Jednym słowem dorosłość, była gotowością do zmierzenia się zarówno z życiem, jak i ze śmiercią.
Obraz rytuałów inicjacyjnych odnajdziemy w tradycyjnych baśniach.
Główny bohater trochę śmieszny, słaby, głupi, najmłodszy brat, wyrusza w nieznane, przechodzi próby, zyskuje przychylność natury, okazując troskę o wspólnotę istot żywych, na koniec dostaje wszystko: królestwo, władzę, bogactwa i piękną królewnę za żonę. To oczywiście obraz symboliczny, który pokazuje wartość dojrzałości, znaczenie nabytych w toku inicjacyjnego procesu kompetencji.
Oczywiście dziś możemy podjąć krytykę męskocentrycznej opowieści. Choć zdarzają się i kobiece narracje. Ot choćby historia czerwonego kapturka, od początku do końca mocno zanurzona w kobiecej symbolice. Czerwień szat, dbałość o wiktuały – jedzenie dające życie, niesione jak ofiara – babci – poprzedniej włodarzyni życia w rodzinnej sadze. Dziewczynka, podążając za kwiatami swoich przygodnych marzeń gubi się w lesie i napotyka wilka – dziką, nieujarzmioną męską naturę, który unicestwia ją. Na ratunek przychodzi inna męska siła – reprezentujący porządek społeczny leśniczy – panujący nad lasem także z pomocą swojej flinty. Można powiedzieć, że i ta opowieść, choć z kobiecością w centrum, nie daje nam pełnej sprawczości.
Wróćmy jednak do tematu śmierci i inicjacji, bo wszak i czerwony kapturek musi – nie ma rady – wylądować w wilczym brzuchu. Umrzeć musi dziewczynka, nieroztropna, nieuważna by narodzić się mogła kobieta, ręka w rękę ze swoją babcią, z jednego narodzone brzucha natury.
Została opowieść
Dziś już nie ma inicjacji. Nikt nikogo nie wystawia na próbę samotności, milczenia czy głodu, nie mamy okazji do zmierzenia się w tak głęboki i rytualny (zatem także społeczny) sposób ze śmiercią, tym bardziej trudno nam zrozumieć sens tego nieuchronnego spotkania. Zostały opowieści, tradycyjne baśnie, w których przetrwało wspomnienie dawnych rytuałów. To nie to samo, ale zawsze coś.
Jest pewna opowieść o Widzącym z Lublina. Nie pamiętał on już magicznych miejsc w lesie, gdzie z pomocą pełnych mocy słów modlili się jego wielcy poprzednicy, ba nie znał już słów tamtych niezwykłych modlitw. Została mu jedynie opowieść o tamtych zdarzeniach, ale – jak głosi legenda – opowieść ta była tak samo skuteczna jak działania jego wielkich poprzedników. Sztuka opowieści sięga do tradycji oralnej, czasów sprzed pisma, do których dziś, w pewnym sensie, powracamy. Słowo miało charakter i znaczenie działania. Mówi się o zdarzeniach słownych. Tym właśnie są opowieści.
Może więc w czasach, kiedy dostrzegamy już konsekwencje wyrugowania śmierci z naszej codzienności, tabu, które oddziela nas od tak istotnego, kluczowego egzystencjalnego doświadczenia, ważne jest, by opowiadać te historie, mierzyć się w nich ze strachem, okrucieństwem śmierci, wyruszyć z bohaterem czy bohaterką w drogę pełną prób i niebezpieczeństw, zgubić się w labiryncie lasu, spojrzeć w oczy Babie Jadze i choć w ten, subtelny sposób spotkać Ją i wiedzieć, że jest i mieć odwagę to pomyśleć?
Powyższy tekst został pierwotnie opublikowany w Mega*zine Lost&Found.