Kasia Borowczak na swoim blogu p.t. Project conversation rozmawia z osobami, które różni krąg kulturowy, z którego pochodzą, ale łączy doświadczenie straty i żałoby. Dzielimy się rozmową, którą Kasia przeprowadziła z Laurą Kwiecień z Polski.
Kasia – Co byś powiedziała sobie samej cztery lata temu, wiedząc co teraz wiesz o sobie i o swoim doświadczeniu?
Laura – Wiesz co, to jest trudne pytanie i trudna jest na nie odpowiedź. Zacznę od tego, że cokolwiek bym sobie powiedziała to i tak to nie miałoby większego znaczenia. Byłam bardzo zamknięta w swoim własnym świecie i totalnie wykolejona z rzeczywistości. Jednak, jeżeli teraz, z tej perspektywy musiałabym stanąć przed sobą i powiedzieć cokolwiek to byłyby to totalne frazesy, które niestety często mają rację, w stylu: ,,Nawet sobie nie wyobrażasz jak wspaniale wszystko się potoczy, że będziesz szczęśliwa i że dasz sobie radę, dziewczyno”.
Kasia – Przytuliłabyś siebie?
Laura – O tak. Bardzo, bardzo mocno. I myślę że płakałabym razem z sobą. Płakałabym, głaskałabym siebie po główce i powiedziałabym, że wszystko się ułoży i, że wszystko przeminie.
Kasia – A myślisz, że byś wtedy sobie uwierzyła?
Laura – Nie. Jestem przekonana, że nie. I pewnie wkurzyłabym się na siebie.
Kasia – Wkurzamy się jak inne osoby nam mówią: ,,będzie dobrze”, ,,ułoży się”, ,,czas wyleczy rany”.
Laura – No tak. Dlatego sama bym się wkurzyła i w sumie nic mądrego nie mogłabym sobie powiedzieć. Po prostu, byłabym ze sobą jak najwięcej.
Kasia – A powiedz mi jakiego wsparcia potrzebujesz teraz, i co doceniasz w rozmowach o K.?
Laura – Ciągle bardzo wspierające i potrzebne są mi osoby, które związane są z K. Jego przyjaciele, siostra, rodzice ciągle są dla mnie bardzo ważni. Relacja ta ewoluowała, bo na początku to była mama K. czy siostra K., a teraz funkcjonują po imionach. Ja też nie jestem już nazywana dziewczyną K., tylko jestem Laura, po prostu. Odkąd K. umarł, kontakt z nimi był bardzo mi potrzebny. Ostatnio jak miałam mniej kontaktu z jego siostrą czy mamą to zauważyłam, że od razu pogarsza mi się samopoczucie związane z żałobą. Wraca tęsknota i pojawia się dużo myśli czy snów o K..
Bardzo by mi też pomogło, ale to się nie dzieje zbyt często, jakby ktoś pytał mnie o niego, a ja bym mogła o nim opowiadać. Ostatnio brałam udział w takim dokumencie o żałobie i w pewnym momencie zostałam poproszona bym opowiedziała o nim, jaki on był, co lubił itd. Poczułam jak mi się oczy otwierają i iskrzą, a ja zaczynam o nim opowiadać z pasją i uśmiechem. Bardzo tego potrzebowałam, bo nikt mnie nie pyta o takie rzeczy.
Kasia – A co ci pomagało w najgorszych chwilach po jego śmierci?
Laura – Okazało się, że było tych rzeczy bardzo dużo. Przez pierwszy miesiąc spędzałam dni z jego rodziną i przyjaciółmi. Dom jego siostry był miejscem zbieraniny ludzi. Ludzie przyjeżdżali z innych miast na jego pogrzeb i przychodzili się tam przywitać, a ja po prostu byłam. Nie znałam wszystkich, ale zawsze mnie przytulali i bardzo współczuli. Nie zawsze miałam ochotę z nimi rozmawiać, nie wiedziałam co powiedzieć, ale byłam w miejscu gdzie byli ludzie, którzy znali i kochali K. i to mi wystarczyło.
Przyjeżdżałam tam rano i o 22 wracałam do domu, następnie brałam leki nasenne i szłam spać. Następnego dnia budziłam się i jechałam do siostry K.. Na początku to było trochę dziwne. Nie znałyśmy się tak dobrze więc ją pytałam: ,,Ej, to ja mogę jutro przyjechać?”, a ona odpowiadała: ,,Tak, tak, przyjedź.” Po pewnym czasie powiedziałam do niej: ,,Przyjeżdżam tu codziennie, ale nie wiem czy to jest dla ciebie okej’’, a ona: ,,Laura, ja cię błagam. Przyjeżdżaj! Jak ja się cieszę, że ty przyjeżdżasz.’’ Wydaje mi sie, że jej było to tak samo potrzebne.
Ciągnęło mnie też do jego znajomych. Z niektórymi miałam większy a z niektórymi mniejszy kontakt, ale po jego śmierci zaprzyjaźniłam się ze wszystkimi, nagle, nie wiadomo jak.
Od zawsze bardzo bliskie było mi pisanie. Odkąd pamiętam zawsze coś pisałam, pamiętnik, wiersze, teksty piosenek. W wielu trudnych momentach po prostu pisałam cokolwiek. Nie żeby ktoś to czytał, tylko żeby sobie pomóc. Na początku żałoby, pisałam do niego listy. Spisałam też całą naszą historię, odkąd się poznaliśmy. Nie napisałam wszystkiego do końca. Utknęłam w momencie końcowym, który był bardzo świeży i nie mogłam przez niego przebrnąć. Założyłam też konto na Instagramie, na którym pisałam listy do siebie. Pisałam więc listy do K., listy do siebie, opisywałam naszą historię, w międzyczasie pisałam jeszcze opowiadania. Dużo tego pisania było. Jak nie mogłam z nikim przebywać, co było dla mnie dramatyczne, wtedy pisałam.
Jeździłam też dużo na wycieczki.
Kasia – Sama czy kimś?
Laura – Nigdy sama. Nic nie robiłam sama. Jeździłam tylko z przyjaciółmi.
Jestem wierząca, więc w krytycznych momentach modliłam się, żeby przeżyć. Miałam też dużo myśli samobójczych, takiego pragnienia odejścia ze świata. Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że skoro tak cierpię i jest mi tak źle, to gdybym ja popełniła samobójstwo, zostawiłabym przynajmniej 10 osób w takiej samej sytuacji w jakiej jestem teraz. Bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek na świecie przeżywał to samo co ja, więc to była chyba jedyna rzecz, która mnie odciągnęła od tego pomysłu.
Kasia – Miałaś z kimś porozmawiać o twoich myślach samobójczych?
Laura – Tak. Chodziłam na terapię. Chodziłam do tej terapeutki na terapię grupową wcześniej, a po jego śmierci okazało się, że ona jest wdową i zaproponowała mi, żebym do niej przychodziła bezpłatnie. Przez rok do niej chodziłam za darmo. Spadła mi ona jak z nieba. Bardzo pomocny był fakt, że ona znała mnie i moją historię, miałam zbudowaną z nią relację. Chodziłam też do psychiatry i brałam leki. Więc jak sama widzisz, nagromadziło się dużo rzeczy, które pomagały.
Kasia – Cieszę się, że nie byłaś z twoimi myślami samobójczymi sama i że dałaś sobie przestrzeń, z twoją terapuetką i psychiatrą, by móc o tym rozmawiać.
Laura – Już się nauczyłam, że jak się nie mówi o problemach to nie jest lepiej. Jest jeszcze gorzej. Nawet jak jest ciężko, to warto mówić.
Kasia – A jakie pytania od innych, w kontekście próby wsparcia ciebie, byś doceniła?
Laura – ,,Jak mogę ci pomóc?’’, a ja wtedy mówiłam: ,,Nie wiem”. Ale sam fakt, że ktoś pyta, to jest już dla mnie bardzo dużo. Na początku żałoby nie wiedziałam jak ktoś może mi pomóc, ja też sobie sama nie wiedziałam jak pomóc i do tej pory czasami nie wiem jak to zrobić, ale sam fakt, że ktoś o to pyta to znaczy, że chce pomóc i jest jakaś gotowość do tego żeby wesprzeć.
,,Jak mogę cię wesprzeć?” ,,Czy mogę coś dla ciebie zrobić?” ,,Ej, może spotkamy się?”
,,Myślałam o tobie, jak się czujesz?” To, że nie jestem z tym sama, że ktoś jest kto się martwi o mnie, dostrzega, że ja cierpię i nie jestem dla niego niewidzialna było mi bardzo potrzebne. Może nie do końca dałam odczuć innym ludziom, że było mi to potrzebne, ale z perspektywy czasu widzę, że tak było.
Kasia – Podobają mi się te pytania, bo nie sugerują naprawy twojej sytuacji, tylko pokazują, jak sama powiedziałaś, chęć wsparcia, mimo że niekoniecznie wie się jak to zrobić.
Laura – Tak, dokładnie. Te pytania nie są narzucające, dają przestrzeń i możliwość wyboru. Nie są takimi beznadziejnymi radami, które się zazwyczaj daje, tak jak – ,,Pobiegaj’‘ czy ,,Uśmiechnij się”.
Kasia – A czego absolutnie nie można mówić młodym kobietom, których partnerzy umarli?
Laura – ,,Jeszcze sobie kogoś znajdziesz”. To stwierdzenie budzi tysiąc myśli i pytań, o których osoba wypowiadająca to zdanie nie zdaje sobie sprawy. Po pierwsze przypominało mi, że go tu nie ma i że z nim nie będę. To, że muszę kogoś innego poszukać, od początku nawiązać relację i, że w ogóle ktoś inny będzie. A ja nie chciałam nikogo znaleźć, ja chciałam, żeby on tu był.
,,Chciałby abyś była szczęśliwa”. A ja myślałam wtedy: ,,Nie, nie chciałby. Skąd ty wiesz co on by chciał? Go tu nie ma i nie możemy go zapytać.” To zdanie od razu wywoływało u mnie myśli, że chciałabym go zapytać, a nie mogę.
,,Mu jest teraz dobrze w niebie”. Moja odpowiedź: ,,No nie jest, bo mnie tam nie ma. Jakbym ja tam była to on byłby szczęśliwy, ale nie jest, bo jesteśmy osobno. A nawet jeśli jest tam szczęśliwy, to co z tego, jak ja nie jestem?.” Potem jednak ta myśl, że on jest w szczęśliwym miejscu, zaczęła być dla mnie bardzo ważna. Pojawiała się często w moich modlitwach i moim pojęciu o życiu i śmierci.
Więc te stwierdzenia, które wymieniłam to te zakazane. One chcą niby dobrze, ale powodują, że myśli idą nie w tą stronę co trzeba.
Kasia – Powiedziałaś mi ostatnio, że jak chciałaś się zapisać na grupę wsparcia dla wdów, to zapytałaś się osoby prowadzącej czy się kwalifikujesz, bo w końcu wdową nie jesteś. Wdowa określa kobietę, której zmarł mąż, a w języku polskim nie mamy nazwy, z którą ty mogłabyś się identyfikować po śmierci twojego partnera. Zastanawiam się czy brak nazewnictwa i takiego braku przyzwolenia społeczno-kulturowego na bycie wdową, dotknął cię w jakimś stopniu?
Laura – Pamiętam, że jak byłam na rekolekcjach dla wdów, to zazdrościłam każdej dziewczynie, że jest wdową. One tak strasznie cierpiały, że były wdowami, a ja tak bardzo chciałam móc nazywać się wdową. Najchętniej to chciałabym być żoną, ale w tej sytuacji w jakiej byłam wdowieństwo kojarzyło mi się z przywilejem wzięcia ślubu i bycia żoną. Później w sumie przestało mi to jakoś przeszkadzać jak trzeba było tyle papierów ogarniać po śmierci, a ja nie musiałam się tym zajmować.
Ale tak, przez to, że ja nie zostałam wdową, kojarzy mi się ona z przywilejem. Nie byłam ani wdową ani żoną. Jak mówię, że chłopak mi umarł, to ludzie mówią: ,,O przykro mi, nie widać”. A jak umiera mąż to jest takie: ,,O, to straszne.” i ludzie jakby się bardziej przejmują. I to było dla mnie dosyć trudne, chociaż ja i tak się nazywałam wdową i czułam się żoną.
Kasia – Na twoim koncie na Instagramie w jednym z postów poruszyłaś niesamowicie ważny i rzadko omawiamy temat seksu i nowych związków w kontekście żałoby. Dałaś mi przyzwolenie byśmy o tym porozmawiały dzisiaj. Jakie są twoje refleksję w tym temacie i historia stojąca za tym postem?
Laura – Miałam to szczęście, że był to bardzo powolny proces otwierania się na innych mężczyzn, totalnie w zgodzie z moim wnętrzem. Zaraz po śmierci K. miałam bardzo wysokie libido. Bardzo potrzebowałam bliskości, przytulenia i fizyczności, miałam non stop fantazję seksualne z nim. Bardzo chciałam się z kimś przespać, bo napięcie seksualne było duże, ale totalnie zablokowane przez moją głowę.
Na początku postanowiłam sobie, że z nikim się nie prześpię. Będę wierna mojemu narzeczonemu do końca, i że z nikim nigdy już nie będę. Ale przyszedł taki moment, kiedy zaczęło robić się ciepło i wiosennie, a słoneczna pogoda, jakoś zawsze otwiera nas na inne osoby. Miałam przyjaciela, który w tamtym czasie był bardzo wspierający. Jakoś tak wyszło, że zaczęłam z nim spędzać dużo czasu, a po jakimś czasie poczułam pewnego rodzaju napięcie. On był moim przyjacielem, więc ogólnie słabo, ale pamiętam, że myślałam sobie, że byłoby fajnie jakbym mogła się do niego przytulić, jak do mężczyzny, a nie do przyjaciółki czy do taty. Napisałam mu o tym i to się wydarzyło. Przytuliłam się do niego. On dobrze wiedział w jakiej byłam i jestem sytuacji, wiedział, że nie chcę uprawiać z nim seksu i, że nie jestem gotowa.
Te pierwsze zbliżenie damsko- męskie było dla mnie trudne. Niekoniecznie miło zachowałam się wobec tej drugiej osoby. Podczas kolejnych zbliżeń, pojawiały się u mnie myśli, że zdradzam K.. Następną myślą było: ,,Ej, ale go tu nie ma. Gdyby tu był to nie musiałabym tego robić”. Wtedy czułam na niego złość, że go nie ma. Bardzo trudno było mi się z tym uporać. Jak mnie ktoś dotykał, to myślałam, że to K. powinien mnie dotykać, a nie ta osoba, co powodowało od razu jakąś barierę i nieumiejętność zbliżenia się do kogoś innego. Każdy intymny dotyk powodował ogromny natłok myśli związanych z K..
Kasia – Mogę się tylko domyślać, że pewnie też jakieś porównania występowały.
Laura – Oczywiście. Im więcej podobieństw, tym mi się bardziej ktoś podobał. Ale to myślę, że jest naturalne, że podobają nam się podobne cechy charakteru.
W tych moich początkowych relacjach z facetami miałam wrażenie jakbym dokonywała jakiejś inicjacji seksualnej. Z pierwszym facetem pozwoliłam sobie tylko na całowanie. Jak już było za blisko to zesztywniałam i nie mogłam dalej tego robić. Ale moich dwóch pierwszych partnerów wiedziało o mojej sytuacji. Wiedzieli, że to jest mój pierwszy raz, że ja bardzo chcę ale się boję i że mogę płakać czy krzyczeć. Pomogli mi przez to razem przejść, mimo że było to trudne, ale to właśnie tego potrzebowałam.
Półtora roku minęło, zanim przespałam się pierwszy raz po K. Również z przyjacielem, którego znałam wcześniej, i który sam był w żałobie po śmierci mamy. Mieliśmy jakby wspólny start. Dostałam od niego dużo wsparcia mimo tego, że płakałam po tym jak uprawialiśmy seks. I to bardzo pomogło mi się otworzyć. Później już było lepiej.
Bywają też takie momenty, że bliskość z innymi przybliża mi obecność K. i zwiększa tęsknotę za jego dotykiem, którego nie ma i nie będzie. Ale tak dużo rzeczy musiałam się nauczyć, więc tego też się uczę. Teraz na tym etapie żałoby chciałabym spróbować wejść w nowy związek, ale jest to dla mnie trudne, chociaż minęło cztery lata od jego śmierci.
Kasia – Dziękuję za podzielenie się ze mną tak intymnym doświadczeniem.
Laura – Opowiedziałam o swoim doświadczeniu, bo właśnie w taki sposób poradziłam sobie z tym i mam wrażenie, że to była dla mnie najlepsza opcja.
Kasia – Cieszę, się że miałaś możliwość przeżywania i zapoznawania się z tym nowym dla ciebie tematem, po swojemu, nie zmuszając się do niczego ani nie robiąc nic wbrew sobie. Obserwuję u ciebie ciekawość i czułość odnośnie tego jak przeżywałaś i przeżywasz śmierci K..
Laura – K. mnie tego nauczył. On był bardzo czuły i w ogóle nie krytykował niczego co robię. Czasami niepotrzebnie, ale jak to sobie teraz przypominam to jest mi łatwiej być czułą dla siebie.
Laura Kwiecień prowadzi konta na Instagramie @nie.spie.wiec.jestem, na którym dzieli się swoim doświadczeniem żałoby.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie: pl.project-conversation.com