Refleksja nad jakością rozmów na temat tego jak przeżywamy śmierć bliskiej osoby, towarzyszy mi nieustannie od momentu pierwszej znaczącej straty w moim życiu, czyli od śmierci mojego taty.
Obserwuję, opierając swoje przekonania na własnych doświadczeniach oraz na rozmowach z innymi osobami, że jakość tych rozmów nie zawsze jest satysfakcjonująca. Czasami też niemożliwym jest zmierzenie tej jakości, jako że pewne rozmowy, które chcielibyśmy odbyć po śmierci bliskiej osoby (i nie mówię tu o rozmowach z osobami zmarłymi) po prostu się nie odbyły albo nigdy nie odbędą.
Następuje cisza.
Następuje jednak ona dopiero po jakimś czasie, bo przecież tuż po wydarzeniu śmierci najpierw jest trochę zgiełku, przygotowań, rozmów przez telefon i tych w domu. Są też często emocje lub stany umysłu, o których wcześniej za dużo się nie wiedziało. Bliscy chcą się angażować, zadziałać, dopomóc. Są też decyzję do podjęcia. Wybrzmiewa dzwoń, trąbka, w niektórych przypadkach może organista lub śpiewak pogrzebowy? Dzieje się.
Przeciwieństwo ciszy, więc. Ale czy na pewno?
Potem nie jest już tak harmidelnie. Przynajmniej nie na zewnątrz. Ucichł znany odgłos kroków zmarłej osoby, sposób w jaki się śmiała, kichała, złościła, zamykała drzwi, myła naczynia, czy podgwizdywała. Dużo dźwięków utraconych.
Czyli jednak cisza.
A co się dzieje z nami w tym czasie? Oj dużo.
Co chwila nowe emocje. Niektóre spadające na nas jak grom z jasnego nieba, inne już bardziej zaznajomione. Próba rekonstrukcji wydarzeń oraz zmiany w naszej, tak dobrze nam znanej tożsamości (‘Już nie mam taty, żony, córki, czyli czy ja ciągle mogę o sobie myśleć jako o córce, mężu, rodzicu?’). Patrzenie na świat z innej perspektywy, a nawet modyfikacja systemu wartości. Znowu decyzje do podjęcia. (‘Czy ja na pewno jestem już gotowy/a, by zacząć porządkować rzeczy po mojej ukochanej osobie?’ albo ‘Czy ja naprawdę muszę iść na to spotkanie towarzyskie, na które tak bardzo nie mam ochoty?’). Dużo się wydarzyło i zmieniło.
Przeciwieństwo ciszy.
Skoro tyle się zmieniło, to jest tyle do opowiedzenia. Utworzyła się opowieść. Niepowtarzalna i ważna. O tym co czuliśmy i myśleliśmy. Szkoda, że tak niewielu ją opowie, bo nie ma aż tak wielu chętnych by wysłuchać. Straciliśmy już i nieustannie tracimy wiele unikatowych historii.
Wracam więc do ciszy i do wspomnianych na początku rozmów, które się nie odbędą, bo nie każdy ma je ochotę i siłę podejmować. Tyczy się to dwóch stron – wspierającej i wspieranej.
Rozmawiam z osobami wywodzących się z różnych kultur i religii o tym jakie wsparcie, od samych siebie oraz innych osób, było dla nich kojące i pomocne po śmierci ukochanej osoby. Poruszamy często też zagadnienie umiejętności innych osób do udzielenia otuchy w tym czasie. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że jako jednostki i społeczeństwo, mamy jeszcze dużo do zrobienia w tym temacie.
Chyba każdy kto doświadczył bolesnej straty w swoim życiu, doświadczył nieumiejętnej próby wsparcia od innych, która pozostała w pamięci na długo (‘Wierzę, że patrzy na Was z góry i jest w lepszym miejscu’ – gdy jesteś ateistą, ‘jesteś taka młoda, urodzisz jeszcze wiele dzieci’ – gdy właśnie doświadczyłaś poronienia, czy ‘Przynajmniej była w twoim życiu tak długo. Ja swoich dziadków w ogóle nie poznałam’ – gdy tak trudno ci po śmierci twojej ukochanej babci).
Zawsze proszę o komentarz w tej sprawie. Od jednych słyszę:
‘Myślę, że dużo lepiej jest coś powiedzieć, nawet jeśli będzie to coś nieodpowiedniego, niż nic nie mówić. Jeśli nie rozmawiamy o śmierci naszych bliskich i nie wspieramy w smutku i żałobie to prawie tak, jakbyśmy zaprzeczali istnieniu osoby, która umarła i za którą tęsknimy.’
A od drugich:
‘Lepiej by było, gdyby ludzie, którzy nie chcą się z tym zmierzyć (żałobą innych osób) nie zadawali pytań, bo to jest bardziej raniące niż taka szczera intencja przyjęcia tego co się ze mną dzieje’.
Czyli cisza kontra brak ciszy. Zagmatwane to wszystko.
Zastanawiam się nad rozwiązaniem i chyba tylko jedno przychodzi mi do głowy. Może warto zacząć pytać co robić i mówić, aby wspierać, oraz komunikować jak sami byśmy chcieli być wspierani? Nawet jeśli polegało to by na powiedzeniu: ‘Chciałbym umieć Cię lepiej wspierać, ale nie wiem jak.’ albo ‘Nie wiem jak możesz mnie wesprzeć w tej chwili, to wszystko jest teraz za trudne’.
Wydaje mi się, że dzięki takiej formie komunikatu, dajemy sobie, przestrzeń na naszą bezradność, nieumiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji, odpowiedzialność za nasze słowa i uczucia, ale też na uważność w kierunku potrzeb drugiej osoby. Przełamujemy ciszę, jednocześnie ją zachowując.
Katarzyna Borowczak na swoim blogu Project Conversation rozmawia z osobami z różnych krajów i kręgów kulturowych o śmierci i żałobie. Powyższy tekst został pierwotnie opublikowany w Mega*zine Lost&Found.